Po debacie "wielkiej piątki" skrajnie lewicowy Jean-Luc Mélenchon z dnia na dzień rośnie w sondażach, a kandydat socjalistów Benoit Hamon traci i traci. Starszy Mélenchon jest wyrazisty, przemawia z pasją, lubuje się w polemice, młodszemu Hamonowi natomiast brakuje charyzmy. Jeszcze przed debatą Mélenchonowi udało się ściągnąć na wiec w Paryżu aż 130 tysięcy zwolenników. Efekt tego taki, że kandydaci zamienili się miejscami: 5. pozycję okupuje teraz Hamon, a na 4. wspiął się Mélenchon. Rzut oka na najnowszy sondaż: Le Pen - 25 proc., Macron - 24 proc., Fillon - 18 proc., Mélenchon - 14 proc., Hamon - 12 proc. Łączne poparcie kandydatów lewicy - Mélenchona i Hamona - wynosi więc 26 proc. Taki wynik nie tylko dawałby przepustkę do drugiej tury, ale i zwycięstwo w pierwszej! Każdy politolog powie, że poparcie, elektoraty się nie sumują. I będą mieli rację. Warto jednak zwrócić uwagę, że Mélenchon i Hamon rywalizują o tych samych wyborców. Choć Mélenchon uchodzi za skrajnego, to zręby ich przekonań są podobne: nie dla cięć, nie dla demontażu prawa pracy, wysokie podatki dla najbogatszych, regulacja zamiast deregulacji, tak dla imigracji. Powstał nawet oddolny ruch "Unis pour gagner" ("Zjednoczeni dla zwycięstwa") domagający się od obojga utworzenia wspólnego frontu. Spekulacje podsyca fakt, że wedle doniesień medialnych Mélenchon i Hamon mieli zawrzeć "pakt o nieagresji". I rzeczywiście, w debacie nie atakowali się nawzajem. Pierwsza próba postawienia na jednego kandydata zakończyła się fiaskiem. Gdy Hamon był na fali po wygranych prawyborach w Partii Socjalistycznej, a Mélenchon funkcjonował jako outsider, sztaby przystąpiły do negocjacji. Jednak starszy z kandydatów zdecydowanie odmówił ustąpienia. "Nie będę biegał za Mélenchonem" - żachnął się wówczas Hamon. Teraz dynamika się zmieniła, i jeśli ktoś miałby rezygnować, to prędzej Benoit Hamon. Ale i tu rzecz rozbija się o dumę. Założona przez François Mitterranda Paria Socjalistyczna nie chce słyszeć o rezygnacji ze swojego kandydata. Nawet jeśli jest nim nielubiany we własnych szeregach Hamon (były minister edukacji ostro sprzeciwia się probiznesowym nurtom w partii). Również sam Hamon zdaje się, że chętniej polegnie w wyborach niż poprze Mélenchona. Może o tym świadczyć naruszenie "paktu o nieagresji", gdy zarzucił konkurentowi "fascynację Władimirem Putinem", ustawiając go w jednym szeregu z <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-marine-le-pen,gsbi,1072" title="Marine Le Pen" target="_blank">Marine Le Pen</a> i Francois Fillonem. Zabolało. W odpowiedzi rzecznik Mélenchona zalecił Hamonowi, by "się uspokoił i zaparzył sobie herbatkę ziołową". Wygląda więc na to, że kandydaci wolą się bić o prymat na lewicy niż o prezydenturę.