Wiedzieli chwilę wcześniej. Mieli nietęgie miny, które mogły oznaczać porażkę. Politycy Zjednoczonej Prawicy tuż przed ogłoszeniem sondażowych wyników wyborów prezydenckich zgromadzili się pod sceną w Pułtusku, rozdawali uśmiechy, ale bez entuzjazmu. Dziennikarze zastanawiali się, co to może oznaczać. Punktualnie o godz. 21 podano sondażowe wyniki wyborów - Andrzej Duda uzyskał 50,4 proc. głosów. Wygrał, co też wypowiedział chwilę później ze sceny. Zwycięstwo miało jednak posmak niepewności. Nie wiadomo bowiem, jakie będą oficjalne wyniki i co wydarzy się w poniedziałek. Może wygrać z większą przewagą, ale może też przegrać. "Zwycięstwo" nie jest bezapelacyjne. Nie jest to słynne 3:0 z Belgią po trzech bramkach Zbigniewa Bońka. Jest słabe 1:0, po minimalnym spalonym, albo z piłką, która nie do końca przekroczyła linię bramkową. Potrzebny będzie VAR, czyli wiedeoweryfikacja, a ta odbędzie się przy Wiejskiej - w siedzibie Państwowej Komisji Wyborczej. Wynik poznamy pewnie dopiero w poniedziałek wieczorem lub wtorek rano. Mimo to Andrzej Duda sprawiał wrażenie pewnego siebie. W jego przemówieniu było słychać spokój. Padło wiele słów, które na chwilę studzą rozgrzane od tygodni emocje. Zaproszenie Rafała Trzaskowskiego do Pałacu Prezydenckiego jest też symbolicznym podaniem dłoni w społeczeństwie - sąsiad sąsiadowi, mąż żonie, brat siostrze. Bo ostatnie tygodnie podzieliły Polaków, być może jak nigdy wcześniej. Prezydent doskonale o tym wie. I jeśli nawet jutro nie będzie pełnił tego urzędu, to dziś wygłosił słowa potrzebne, na miarę głowy państwa. Bez entuzjazmu wynik przyjęli też politycy Zjednoczonej Prawicy. Do dziennikarzy wychodzili tylko niektórzy z nich - Ryszard Czarnecki, Jadwiga Emilewicz, Michał Woś, Adam Bielan, Radosław Fogiel i Zbigniew Ziobro. Ten ostatni najdłużej odpowiadał na pytania i pułtuski amfiteatr opuścił jako ostatni. - Dwa tygodnie temu wynik zmienił się na korzyść prezydenta Dudy, ale demokracja rozstrzygnie, bądźmy cierpliwi. Żyjemy w kraju, w którym możemy mieć zaufanie do wyniku, który przedstawi PKW - apelował Ziobro. Wtórował mu Michał Woś, który podkreślał, że sondaże po pierwszej turze nie doszacowały prezydenta Dudy i o wynik wyborcy prawicy powinni być spokojni. Tyle tylko, że sympatycy PiS, którzy pojawili się w Pułtusku, nie są pewni zwycięstwa. W rozmowach z Interią podkreślali, że "wszystko może się zmienić", że "zdecyduje zagranica", że "mogło być lepiej". Zaraz po głównym wydarzeniu opuścili amfiteatr, a część papierowych flag, którymi machali, pozostała na ławkach. Zwycięzcą wieczoru sympatycy Dudy określili... córkę prezydenta Kingę. "Fajna, dziarska dziewczyna. Ładnie powiedziała" - oceniła jedna z mieszkanek Pułtuska. Trzeba dodać, że przemówienie Kingi Dudy miało charakter łagodzący spory. "Niezależnie, kto wygra, apeluję by w Polsce nikt nie bał się wychodzić z domu. Bez względu na to w co wierzy, jaki ma kolor skóry, kogo kocha" - zaapelowała. Po godz. 23 plac w Pułtusku został niemal uprzątnięty. Tu impreza się skończyła. Niepewność pozostała. Łukasz Szpyrka, Pułtusk