Kowalski powiedział, że w sobotę grupa polskich motocyklistów, która chciała wjechać z Białorusi na Ukrainę została na granicy zatrzymana przez ukraińskie służby graniczne. "Strona ukraińska ich nie wpuściła, żądając wyjaśnień, po co tam jadą. Zaznaczam, że to legalny przejazd zorganizowanej grupy 20-osobowej" - powiedział kandydat na konferencji prasowej zwołanej pod siedzibą konsulatu ukraińskiego w Lublinie. - O ile na Białorusi byli przyjęci w sposób właściwy i wszelkie sprawy formalne zostały dochowane, to strona ukraińska postąpiła wobec polskich motocyklistów nieuczciwie. To potwierdza moją tezę, że obecny reżim kijowski, banderowski, jest wrogi wobec Polski - dodał Kowalski. Jego zdaniem ten incydent "każe wyciągnąć jak najdalej idące wnioski". "Jeżeli będziemy nadal milczeć, jeżeli linia polityczna obecnego prezydenta, Platformy Obywatelskiej, ale i jego kontrkandydata, pana Andrzeja Dudy i Prawa i Sprawiedliwości, będzie nadal pro banderowska, to być może w ciągu paru lat będziemy osaczeni przez wrogów ze wszystkich stron. Na to zgody nie ma, jako prezydent nie dopuszczę do pielęgnowania relacji z banderowską Ukrainą" - mówił. - Ukraińcy mają się zdecydować, czy będą przychylni wobec Polski, czy będą dalej wybierać do władzy polityków budujących swój etos na zbrodni wołyńskiej. Zaznaczam, że Dom Polski we Lwowie nadal nie funkcjonuje - podkreślił. Zdaniem Kowalskiego państwa sąsiadujące z Ukrainą "powinny zająć wspólne stanowisko. - Przynajmniej wspólnie wystąpić do władz obecnych, banderowskich, o poszanowanie praw mniejszości - powiedział. Kowalski podziękował dziennikarzom za relacjonowanie jego kampanii wyborczej. Zaznaczył, że Ruch Narodowy zmierza "konsekwentną drogą" do polskiego parlamentu. - Ci, co zagłosują na mnie pojutrze, mogą na mnie i na Ruch Narodowy w całej Polsce głosować do Sejmu jesienią - zachęcał. Nie chciał powiedzieć, kogo poprze w drugiej turze wyborów prezydenckich. - Ja na nikogo nie sceduję swoich głosów, nie jestem właścicielem niewolników - oświadczył.