Na lotnisko wojskowe Mezzeh spadło co najmniej kilka pocisków. Bomby prawdopodobnie zniszczyły składy broni należące do libańskiego Hezbollahu, który wspiera prezydenta Baszara al-Asada w syryjskiej wojnie domowej. Pojawiają się sprzeczne informacje o ofiarach. Według jednych źródeł, nikomu nic się nie stało, ale część arabskich mediów twierdzi, że w nalocie zginęli bojownicy Hezbollahu. Arabskie media, a wkrótce potem syryjska państwowa agencja Sana poinformowały, że za nalotem stoi izraelska armia. Bomby miały zostać zrzucone z libańskiej przestrzeni powietrznej. Izrael nie komentuje sprawy, ale w przeszłości wielokrotnie zdarzało się, że armia tego kraju dokonywała precyzyjnych nalotów na cele związane z Hezbollahem. Izraelski premier <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-benjamin-netanjahu,gsbi,2647" title="Benjamin Netanjahu" target="_blank">Benjamin Netanjahu</a> przyznał, że wojsko chce w ten sposób zapobiec sytuacji, kiedy to w ręce Hezbollahu dostałaby się nowoczesna broń. Izrael traktuje libańskich bojowników jako zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. Lotnisko wojskowe Mezzeh w Damaszku jest jednym z najważniejszych tego typu obiektów syryjskiej armii. Sąsiaduje z pałacem prezydenckim Baszara al-Asada.