Na ostatnim szczycie unijnym, który odbył się 9 marca, Donald Tusk został ponownie wybrany na szefa Rady Europejskiej. Poparcia udzieliło mu 27 unijnych państw, przeciwko był rząd Beaty Szydło, który wystawił kandydaturę eurodeputowanego Jacka Saryusza-Wolskiego. Rządząca partia - między innymi ustami premier Beaty Szydło - przekonuje, że Polska miało prawo przedstawić odmienne stanowisko. Taki sam pogląd w sprawie ma wicemarszałek Senatu Adam Bielan, który w rozmowie z "Faktem" wskazuje, że Donald Tusk był "kandydatem niemieckim, a nie polskim". "Niemcy mogą się jawnie do niego przyznawać w rozmaitych kalkulacjach narodowych. Polska od czwartku nie płaci za to, że Donald Tusk przewodniczy RE. A płaciliśmy za to wysoką cenę" - uzasadnia. Według niego, z tego powodu nie mogliśmy między innymi uzyskać innych kluczowych stanowisk, a opowiadając się przeciwko Tuskowi, polski rząd domagał się tylko przywrócenia zasady neutralności. "Donald Tusk w żadnym innym kraju członkowskim w scenę polityczną nie ingerował. Mieszał się tylko w nasze sprawy wewnętrzne" - uzasadnia. Wicemarszałek zarzucił obecnemu szefowi RE między innymi bezczynność w kwestii wprowadzania reform i "chowanie głowy w piasek". "(...) Proszę mi powiedzieć, co Donald Tusk myśli o Europie różnych prędkości? Co Tusk zrobił dla dla podtrzymania solidarności energetycznej w UE? Nie ma takich wypowiedzi! I to jest złe nie tylko dla Polski, ale także dla całej UE! I głosu Tuska w tych żywotnych sprawach nie ma. Dlaczego? Bo Tusk zawdzięcza swoje stanowisko Angeli Merkel" - argumentuje w rozmowie z "Faktem". Więcej w "Fakcie".