Do notatki dotarł serwis BuzzFeed. W Brukseli już mało kto wierzy, że Theresie May uda się w piątek "przepchnąć" przez parlament umowę rozwodową. Wcześniej Izba Gmin odrzucała ją już dwukrotnie. Brytyjska premier próbuje ciułać głosy, przekonała już część eurosceptyków, jednak przeciwko umowie zamierza głosować opozycyjna Partia Pracy, a także północnoirlandzcy unioniści z DUP. W takich okolicznościach o przegłosowanie porozumienia będzie bardzo trudno. Jak wynika ze wspomnianej notatki, Bruksela stoi na stanowisku, że w przypadku odrzucenia porozumienia Wielka Brytania będzie miała do wyboru dwie możliwości: "no deal" 12 kwietnia albo długie, przynajmniej roczne opóźnienie brexitu. W przypadku wyjścia bez umowy, <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-unia-europejska,gsbi,46" title="Unia Europejska" target="_blank">Unia Europejska</a> postawi Wielkiej Brytanii trzy warunki wstępne, bez spełnienia których nie będzie żadnych negocjacji w sprawie przyszłych relacji: - Wielka Brytania będzie musiała zrealizować "zobowiązania finansowe", określone w umowie rozwodowej, - Wielka Brytania zapewni prawa obywatelom UE na Wyspach (na zasadzie wzajemności), - granica między Irlandią a Irlandią Północną pozostanie otwarta niezależnie od okoliczności. Jeśli natomiast Londyn poprosi o długie opóźnienie, to Wielka Brytania będzie musiała przeprowadzić wybory do Parlamentu Europejskiego. Bez tego państwa Wspólnoty nie zgodzą się na opóźnienie. W czwartek były brytyjski sekretarz ds. brexitu Dominic Raab powiedział, że premier Theresa May powinna wznowić negocjacje z Brukselą, by zapewnić legalnie wiążące zmiany w umowie rozwodowej. UE wielokrotnie wykluczała taki scenariusz. Unijny dyplomata został zapytany o słowa Raaba przez BuzzFeed. Jego emocjonalna odpowiedź nie nadaje się do zacytowania. (mim)