W obszernym artykule Rees-Mogg wyjaśnia przyczyny swojej decyzji. Na początku wylicza jednak, dlaczego proponowana umowa rozwodowa jest złym rozwiązaniem: "39 miliardów za nic, minimum 21 miesięcy wasalizmu, kontynuacja zaangażowania Trybunału Sprawiedliwości i, co najgorsze, irlandzki 'bezpiecznik' bez daty końcowej" - czytamy. Rees-Mogg uważa jednocześnie, że arytmetyka parlamentarna jest nieubłagana i rozwój wydarzeń wyklucza opuszczenie UE bez umowy, co było preferowanym przez eurosceptyków scenariuszem. Konserwatywny polityk jest zdania, że obecnie znacznie większym zagrożeniem niż "nieudana" umowa rozwodowa jest wycofanie się Wielkiej Brytanii z brexitu, do czego pierwszym krokiem miałoby być długie opóźnienie wyjścia z UE. Członek Izby Gmin twierdzi, że niektórzy politycy protekcjonalnie traktują wyborców, którzy w 2016 roku zagłosowali za wyjściem z UE. Wprost pisze, że uważają ich za "głupich". "A tymczasem wyborcy wiedzą najlepiej i należy im zaufać. O ile umowa pani May jest niedoskonała, o tyle zbliża nas do tego celu bardziej niż cokolwiek innego" - pisze Rees-Mogg. "Umowa rozwodowa ma jedną wielką zaletę. Z legalnego punktu widzenia wyjdziemy z UE, a powrót będzie wymagał zgody na wspólną walutę i wejście do strefy Schengen. Taki kierunek byłby drogi i wysoce nieopłacalny" - przekonuje polityk. Jak czytamy w "Guardianie", brytyjski rząd jest zdeterminowany, by przedłożyć umowę rozwodową pod głosowanie jeszcze w tym tygodniu. Wcześniej parlamentarzyści już dwukrotnie odrzucali porozumienie z UE. (mim)