Przypomnijmy, że zgodnie z zapowiedziami Theresy May we wtorek, 12 marca, ma się odbyć głosowanie nad porozumieniem rozwodowym z UE. Jeśli zostanie odrzucone, 13 marca parlamentarzyści mają podjąć decyzję, czy opuścić Wspólnotę bez umowy. Jeśli i ta opcja zostanie odrzucona, 14 marca powinno się odbyć głosowanie w sprawie opóźnienia brexitu. Na opóźnienie musiałyby się jednak zgodzić wszystkie kraje członkowskie. Umowa rozwodowa już raz została przez brytyjski parlament odrzucona. Theresa May próbowała wynegocjować zmiany w porozumieniu, ale rozmowy zakończyły się fiaskiem. Obserwatorzy spodziewają się, że wtorkowe głosowanie May - cały czas opowiadająca się za porozumieniem - znów wysoko przegra. Jak relacjonuje Tom Newton Dunn z "The Sun", May wpadła na pomysł, by we wtorek poddać pod głosowanie umowę PROPONOWANĄ przez brytyjski rząd, a nie tę, która wynegocjowana została z Brukselą. May chciałaby w ten sposób uzyskać silny mandat parlamentu i wywrzeć presję na UE, by zgodziła się na ustępstwa po myśli brytyjskiego rządu. Takie rozwiązanie byłoby jednak złamaniem danego przez May słowa, że 12 marca Izba Gmin będzie głosować w sprawie wynegocjowanego porozumienia. Laura Kuenssberg z BBC podaje ponadto, że wszelkie próby przesunięcia głosowań z 13 i 14 marca, bo i takie pomysły na Downing Street się pojawiły, poskutkują dymisją części ministrów. "Być może będziemy musieli ją usunąć" - powiedział anonimowo jeden z nich. W poniedziałek główny unijny negocjator UE Michel Barnier oświadczył, że przełamanie impasu w sprawie brexitu to obecnie kwestia "negocjacji między rządem w Londynie a parlamentem w Londynie". Teoretycznie Wielka Brytania ma opuścić UE 29 marca. (mim)