- Żałuję, że tak późno spotkałam się z twórczością Mrożka - mówi Anna Polony, aktorka Teatru Starego w Krakowie. - Nie miałam okazji zagrać w jego najlepszych rzeczach. Ale w końcu mi się udało - dodaje z dumą. - Najpierw chyba były "Wdowy". On napisał tę sztukę w <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-meksyk,gsbi,4248" title="Meksyku" target="_blank">Meksyku</a>, zaraz po swojej chorobie. Ten spektakl miał dobre recenzje i bardzo się podobał publiczności. Później Jerzy Stuhr zrobił we Włoszech "Wielebnych". Miał ich wystawić także we Wrocławiu, ale tam zmieniła się dyrekcja i został z przygotowaną sztuką. Spytałam: Dlaczego nie przyszedłeś do nas? Zorganizowałam spotkanie z ówczesnym dyrektorem i dlatego nie wypadało nie dać mi roli - opowiada. Polony wspomina, że osobiście poznała Mrożka właśnie po premierze "Wielebnych", w których grała Różę. Pisarz nie mógł obejrzeć spektaklu na żywo, dlatego dostał go na kasecie wideo. - Bardzo mu się spodobało i natychmiast wypił ze mną bruderszaft. Było uroczo i miło - opisuje. Podkreśla, że zawsze ceniła twórczość autora "Emigrantów" i jego poczucie humoru. - Jego "Tango" wystawione przez Jarockiego było dla mnie wielkim wydarzeniem artystycznym. Gdybym była młodsza i miała więcej sił, pewnie zabrałabym się za reżyserię czegoś - przyznaje. Co skłoniło Mrożka do emigracji i częstych podróży? - Uciekał z tego kraju, ale nie dlatego, że go nie kochał - ocenia Polony. - Ciągle coś go drażniło w Polakach, w naszej nieumiejętności urządzenia sobie fajnego życia. Drażniła go też atmosfera i klimat - dlatego wyjechał. Ostatnio był trochę skwaszony. Wszystko widział w ciemnych barwach. Ale był chorym człowiekiem, więc nie ma się co dziwić, że tak odbierał świat - podsumowuje.