"Stara Europa" Libanem Zachodu? To wciąż hipoteza, ale coraz więcej faktów układa się w spójną wizję całości. Pokrótce - o co chodzi z nawiązaniem do Libanu?Ano o to, co działo się w tym kraju w latach 70. XX wieku, kiedy chrześcijańskie bojówki urządziły rzeź w obozach dla palestyńskich uchodźców. Była to reakcja na rosnącą eksterytorialność tych miejsc, na fakt, że stały się wylęgarnią działań i idei, które obiektywnie destabilizowały Liban. Skutkiem ataku na obozowe enklawy była wojna domowa, która - nieco generalizując, bo lokalne sojusze układały się różnie - przebiegła w oparciu o podział religijny. A której symbolem stała się bejrucka zielona linia, rozdzielająca miasto na chrześcijańską i muzułmańską część. Przemoc rodzi przemoc Krwawy konflikt zdemolował kraj; tak naprawdę zakończył się dopiero 11 lat temu. Dziś w Bejrucie, w pobliżu dawnej linii frontu, wyrasta ekskluzywna dzielnica biznesowo-rozrywkowa, ale w strefie ziemi niczyjej wciąż straszą fundamenty zniszczonych w czasie wojny budynków. I mają tam pozostać, jako pamiątka tragedii, będąc jednocześnie dowodem, że Liban nie wylizał się jeszcze z dawnych ran. Wracamy do analogii. Staje się coraz bardziej oczywiste, że w Europie Zachodniej działają siły, które zamierzają wepchnąć ją w piekło religijnego konfliktu. Zamachami - jak dzisiejszy w Brukseli, czy te sprzed kilku miesięcy w Paryżu - nakręcić falę antymuzułmańskiej nienawiści (także w tej części Europy, w której nie ma islamskich mniejszości). Nienawiści, która prędzej czy później poskutkuje serią chrześcijańskich odwetów. I nie ma znaczenia, czy będą za nimi stały nielegalne bojówki, czy siły rządowe, dajmy na to belgijska armia i policja, pacyfikujące dzielnicę Molenbeek w Brukseli. Nawet jeśli będzie to miało cechy legalnych działań, narracja religijnej zemsty jest nieunikniona. Każda przemoc rodzi przemoc, musimy więc liczyć się z perspektywą bardzo poważniej destabilizacji Europy, która w takim scenariuszu - w swoim rdzeniu - stałaby się kontynentem stanów wojennych. Libanem właśnie, co przyniosłoby także Polsce opłakane konsekwencje gospodarcze i polityczne. Prowokatorzy - islamscy terroryści - dojrzą w tym spełnienie woli boga. Odwetowcy będą działać w przekonaniu o słuszności własnego gniewu. Obu stronom będzie towarzyszyć wiara we własną podmiotowość - nie dostrzegą albo odrzucą informacje, wedle których, w jakiejś mierze, spełnili role użytecznych idiotów. By uniknąć strat ubocznych Wobec kogo? Najpierw garść elementarnej wiedzy z zakresu strategii wojskowych. "Jeżeli nie możesz pokonać wroga w otwartej walce, użyj podstępu. Wykorzystaj fakt, że twój wróg ma innych nieprzyjaciół. Użyj ich do własnej gry". Wojujący islam to nie jedyny wróg Europy, czy szerzej - zachodnich wartości. Czy nie wydaje się Wam znamienne, że jako pierwsza informację o używaniu przez zamachowców z brukselskiego lotniska języka arabskiego podała "Russia Today"? Że rosyjskie media - czy media zachodnie, mające rosyjskich właścicieli - od miesięcy karmią odbiorców fejkami na temat ekscesów uchodźców. Że z lubością podkręcają prawdziwe incydenty. Przypomnijcie sobie niedawne doniesienia na temat źródeł finansowania zachodnioeuropejskich organizacji ekstremistycznych. I żebym nie został źle zrozumiany - islamski fundamentalizm jest złem, które należy wytrzebić. Rzecz w tym, by spojrzeć na konflikt szerzej. Dojrzeć toczoną przeciwko Zachodowi, w tym także nam, rosyjską wojnę informacyjną - a tym samym działać w oparciu o wiedzę, nie dezinformację i szum. Tylko wtedy można bić celniej, unikając "strat ubocznych". Marcin Ogdowski