Demonstracje poprzedzające krwawe starcia były największymi, do jakich doszło w Libii w ostatnich miesiącach. Od czasu obalenia Muammara Kadafiego paramilitarne milicje, w wielu przypadkach opłacane przez państwo, wymknęły się spod kontroli. Na terenie kraju zaczęło dochodzić do licznych aktów przemocy i walk pomiędzy skłóconymi formacjami. To wywołało sprzeciw wśród ludności cywilnej. Z wcześniejszych informacji agencji Reutera wynika, że demonstranci zostali ostrzelani z działka przeciwlotniczego, które znajdowało się na terenie siedziby formacji paramilitarnej. Poza tym milicjanci strzelali z ciężkiej broni maszynowej i granatników. Ostrzał zmusił tłum do ucieczki, jednak po jakimś czasie uzbrojeni cywile rozpoczęli atak na budynek, z którego padły strzały. Tym doniesieniom zaprzeczają sami milicjanci, którzy w rozmowie z lokalną telewizją podkreślali, że pierwsze strzały padły z tłumu. Zapowiadają jednocześnie działania odwetowe. "Trypolis do tej pory nie widział wojny, niedługo ją zobaczy" - powiedział dowódca milicji w rozmowie z lokalnymi mediami. Agencja LANA podkreśla, że ministerstwo obrony Libii oddelegowało dwa bataliony wojska w celu oddzielenia walczących grup. Żołnierzom wydano zakaz strzelania do osób, które nie zachowują się w sposób agresywny. Protesty zostały wywołane ostatnią falą przemocy w stolicy kraju. Doszło tam do zamieszek z udziałem przedstawicieli lokalnej milicji; ich powodem była śmierć, na początku listopada, od odniesionych ran przywódcy jednej z walczących grup. Dwa lata po rewolcie, która obaliła dyktaturę Kadafiego, Libia jest głęboko podzielona, a rząd centralny ma trudności z zapanowaniem nad rywalizującymi milicjami i radykalnymi islamistami. W szeregach formacji paramilitarnych większość stanowią członkowie ugrupowań rebelianckich, które walczyły wcześniej z reżimem Kadafiego.