Żony i dzieci dżihadystów przebywają w obozie na południe od Mosulu. Większość trafiła tam po 30 sierpnia, kiedy siły rządowe wyparły IS z Mosulu. Rodziny w większości poddały się Peszmergom, którzy później przekazali kobiety i dzieci władzom Iraku, natomiast mężczyzn - wszystkich podejrzanych o członkostwo w IS - zatrzymali. Większość kobiet pochodzi z Turcji. Wiele jest także z byłych republik radzieckich - Tadżykistanu, Azerbejdżanu i Rosji. Wśród nich są również nieliczne kobiety z Francji i Niemiec. Władze nadal weryfikują pochodzenie części z kobiet, ponieważ niektóre z nich nie mają już ze sobą oryginalnych dokumentów. "W obozie panują zaostrzone środki bezpieczeństwa. Czekamy na polecenie rządu, co powinniśmy zrobić z tymi kobietami i dziećmi" - mówi "The Independent" pułkownik Ahmed al-Taie. "Dobrze traktujemy te osoby. To rodziny zatwardziałych kryminalistów, którzy zabijali niewinnych z zimną krwią. Z przesłuchań wynika jednak, że prawie wszystkie z nich zostały zwiedzione propagandą tzw. Państwa Islamskiego" - zaznacza al-Taie. Reporterzy Reutersa, na których powołuje się brytyjski dziennik, donoszą jednak, że widzieli setki kobiet i dzieci siedzących na materacach, po których chodziło robactwo w namiotach bez klimatyzacji. W obozie znajdują się również uchodźcy iraccy. Władze obawiają się, że między grupami może dojść do przemocy. Minister spraw wewnętrznych Iraku powiedział, że władze chciałyby wynegocjować z ambasadami powrót tych kobiet i dzieci do krajów ojczystych. "Nie możemy ich trzymać zbyt długo" - dodał.