Jak powiedział przedstawiciel policji Oeystein Maeland, na wyspie Utoya, gdzie odbywał się obóz młodzieżówki Partii Pracy, zastrzelonych zostało 68 osób, a nie 86, jak podawano wcześniej. W ataku bombowym w Oslo śmierć poniosło osiem osób. Wcześniejszy bilans mówił o siedmiu ofiarach. - Liczba ta może jednak jeszcze wzrosnąć - dodał. Wyjaśnił, że wciąż trwają poszukiwania ciał. Nie powiedział jednak, ile osób nadal uznaje się za zaginione. - W piątek po południu na wyspie panował chaos. Policja musiała koncentrować się na pomocy rannym (...), więc możliwe jest, że niektóre ciała policzono kilkakrotnie - tłumaczył Maeland. Policja nie wykluczyła także, iż Anders Behring Breivik mógł mieć wspólników. - Nie możemy całkowicie wykluczyć, że inne osoby mogły być zaangażowane w to, co się stało - powiedział prokurator Christian Hatlo, pytany dziennikarzy o inne "komórki" w organizacji Breivika. Po poniedziałkowym przesłuchaniu Norwega sędzia powiedział, że 32-latek "złożył oświadczenia, które wymagają dalszego śledztwa, m.in. takie, że 'są dwie komórki w naszej organizacji". Sędzia nie podał żadnych szczegółów. Wcześniej policji i swojemu adwokatowi Breivik mówił, że działał sam. Według prokuratury, sprawca masakry nie wydaje się dotknięty tym, co się stało. Podczas przesłuchań był spokojny. - Powiedział, że jest przygotowany na to, iż może spędzić całe życie w więzieniu - poinformował Hatlo. Zgodnie z norweskim prawem, Breivikowi grozi 21 lat pozbawienia wolności.