Czego chciał mężczyzna? Stefan Niesiołowski mówił wczoraj, że to w niego morderca mógł wpakować kule. Fakty jednak są takie, iż w biurze wicemarszałka Sejmu nikogo nie zamordowano - zaznacza gazeta. Według niej, <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-platforma-obywatelska,gsbi,40" title="Platforma Obywatelska" target="_blank">Platforma Obywatelska</a> żyjąca z tego, że straszy PiS-em, korzystając przy tym z pomocy zaprzyjaźnionych mediów, najwyraźniej przestraszyła się tego, w jaki sposób wyborcy mogą odebrać owoc, który przyniosła prowadzona od lat polityka. Pomysł rządu uczynienia pierwszą ofiarą "wariata" któregoś z polityków lewicy, nie chwycił, bo koncepcji szczycenia się mianem głównego celu zamachu, nie podjęli liderzy SLD. Wczoraj mieliśmy kolejną odsłonę prób udowadniania, że atak na PiS to prawie że przypadek - ocenia "ND". Co Ryszard C. mógł w takim razie robić w biurze Stefana Niesiołowskiego? Być może chciał się podzielić "radosną" nowiną, że za chwilę unicestwi Jarosława Kaczyńskiego. Wicemarszałka w biurze nie zastał, więc może dlatego zapytał tylko o drogę - dywaguje "Nasz Dziennik" w środowej publikacji. Portier nie jest pewien, czy to był Ryszard C. O rym , że Ryszard C. miał być w biurze PO, napisała wczoraj w specjalnym oświadczeniu Aleksandra Woron, dyrektor biura poselskiego Stefana Niesiołowskiego. Woron twierdzi, że informację o wizycie C. przekazał jej portier budynku. "Mówił o tym przy moim mężu. Wskazał także drugiego świadka, którym był pracujący tam fachowiec kładący kafelki" - opowiada Woron. "Też miał widzieć tego mężczyznę. Portier podał, że na pewno jego wizyta zostanie potwierdzona, bo w budynku znajduje się monitoring". "Rzeczpospolita" dotarła do portiera Czesława Mierzejewskiego. Przyznaje, że około 9 rano w ubiegły wtorek "jakiś facet" pytał o Stefana Niesiołowskiego, ale wcale nie jest pewien, że był to Ryszard C. "A czy ja go poznam? Kazałem mu przyjść za dwie godziny, bo biuro jest otwarte od godz. 11" - mówi "Rzeczpospolitej" Mierzejewski.