"Jest granica śmieszności i niekompetencji i została ona przekroczona. Nie można przez trzy lata wmawiać nam wszystkim, że do katastrofy doszło w wyniku zderzenia samolotu z brzozą na wysokości 5 m, a gdy zostaje ujawniony rosyjski dokument, zmieniać zdania. Teraz się kombinuje, mówiąc, że chodzi o wysokość 7 m 70 cm i grubość 52 cm i robi się to po likwidacji dowodu, czyli zniszczeniu brzozy - mówi "Gazecie Polskiej Codziennej" <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-antoni-macierewicz,gsbi,993" title="Antoni Macierewicz" target="_blank">Antoni Macierewicz</a>, przewodniczący zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej. "Jedyne, co można zrobić w tej sytuacji, to zaapelować do Donalda Tuska i jego ekspertów oraz prokuratury, żeby przestali oszukiwać" - twierdzi Antoni Macierewicz. Eksperci współpracujący z zespołem Macierewicza przekonują, że samolot leciał wyżej niż podaje to raport Millera - 4 metry nad brzozą. Rządowi eksperci uważają, że nowe ustalenia biegłych nie mają znaczenia. Szef Państwowej Komisji Badania wypadków Lotniczych <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-maciej-lasek,gsbi,1560" title="Maciej Lasek" target="_blank">Maciej Lasek</a>, który uczestniczył też w pracach rządowej komisji jako zastępca Jerzego Millera, zapewnia w rozmowie z "Faktem", że dane uwzględnione w polskim raporcie pochodziły z pomiarów ekspertów komisji dokonanych na miejscu katastrofy.