- 10 kwietnia 2010 roku załoga tupolewa nie miała prawa lądować w panujących warunkach, a rosyjscy kontrolerzy nie mieli prawa zamknąć lotniska w Smoleńsku - uważa prezes fundacji rozwoju infrastruktury transportu powietrznego "Partner rosyjskiego lotnictwa" Oleg Smirnow. Dzisiaj uczestniczył on w zorganizowanej przez agencję RIA-Novosti wideokonferencji Moskwa-Warszawa. Spotkanie rosyjskich ekspertów z dziennikarzami w stolicy Rosji dotyczyło katastrofy smoleńskiej. Smirnow wymienił procedury, jakich - jak mówił - nie wypełniono przed wylotem z Warszawy m.in. zapoznanie się z topografią okolic lotniska, urządzeń na nim obecnych czy przygotowania lotnisk zapasowych. Jak argumentował, dowódca samolotu powinien przestrzegać zasad, że jeżeli na wysokości podjęcia decyzji nie ma kontaktu wzrokowego z pasem startowym, to jest wtedy zobowiązany odejść na drugi krąg i odlecieć na lotnisko zapasowe. Winny system organizacji pracy lotniczej Według rosyjskich ekspertów do tragedii przyczynił się m.in. system organizacji pracy w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. "Kto zgodziłby się lecieć z załogą, wiedząc, że jest ona tak źle przygotowana jak załoga, która leciała 10 kwietnia? (...) Nikt nie podniósł ręki, wszyscy rozumieją ten brak profesjonalizmu" - mówił Smirnow. Dodał, że jego zdaniem katastrofie "winny nie jest dowódca samolotu, ale system organizacji pracy lotniczej w specjalnym pułku lotnictwa transportowego, gdzie przygotowywane są loty o statusie HEAD (z najważniejszymi osobami w państwie - PAP)". Kontrolerzy lotów na wieży nie są winni katastrofy Smirnow stwierdził, że kontrolerzy lotów na wieży nie są winni katastrofy. "Gdyby nie było ani jednego kontrolera na lotnisku w Smoleńsku, a zamiast tego siedział tam szympans i w języku, który jest niezrozumiały dla jakiegokolwiek człowieka, dla jakiejkolwiek narodowości, jakimś tam bełkotem podawał informacje - nawet ten absurd w jakimkolwiek wypadku nie mógł być przyczyną katastrofy" - podkreślił. Dziennikarze w Warszawie i w Moskwie pytali m.in. o powody zorganizowania konferencji prasowej. Prowadząca ją dziennikarka wyjaśniła, że powodem spotkania był komunikat prasowy rosyjskiego komitetu śledczego o zakończonym etapie śledztwa. Nie podała jednak szczegółów. Naczelnik centrum pilotażowego Państwowego Naukowo-Doświadczalnego Instytutu Lotnictwa Cywilnego Ruben Jesajan pytany o obecność w kokpicie samolotu polskiego dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika ocenił, że "sama obecność przełożonego w kokpicie wpływa na załogę". - Błasik leciał jedynie jako pasażer - powiedział Jesajan. Z kolei naczelnik moskiewskiego centrum zautomatyzowanego zarządzania ruchem lotniczym w latach 2005-06 Władimir Sznajder powiedział, że lot 10 kwietnia był międzynarodowy. - Załoga miała prawo samodzielnie wybierać sobie podejście do lądowania. - Grupa kontroli lotów nie ma prawa zamykać lotniska, które jest technicznie zdatne do lądowania, z powodu warunków pogodowych, to jest zasada międzynarodowa - powiedział Sznajder. Samolot nie powinien lecieć bez lidera Smirnow powiedział, że Tu-154 nie powinien lecieć do Smoleńska bez lidera. Dodał, że strona polska zrezygnowała z lidera, co - według eksperta - jest sytuacją niezrozumiałą. "Jeśli nie zapewniono nawigatora lidera, a jest on niezbędny, to administracja zajmująca się organizacją pracy lotniczej musi ogłosić, że wylot jest niemożliwy ze względu na brak lidera i poinformować o tym prezydenta. Jeżeli jest taka sytuacja, to albo prezydent zmienia lotnisko docelowe, albo skarży się prezydentowi Federacji Rosyjskiej na to, że służby rosyjskie nie wypełniają swojej pracy w należyty sposób" - powiedział Smirnow. Według opublikowanego w styczniu raportu MAK strona polska zrezygnowała z usług rosyjskiego nawigatora naprowadzania, znającego lotnisko docelowe tzw. lidera. Szef MON Bogdan Klich mówił, że z lidera polska strona zrezygnowała, bo nie zapewniła go na czas strona rosyjska. 36. Pułk wystąpił do Rosji w tej sprawie, jednak w ciągu dwóch tygodni nie otrzymał odpowiedzi. W związku z tym 31 marca zrezygnowano z lidera, ponieważ pilot Arkadiusz Protasiuk spełniał wszelkie warunki do komunikowania się w języku rosyjskim. 10 kwietnia 2010 roku w katastrofie Tu-154M zginęło 96 osób, w tym prezydent RP Lech Kaczyński i jego małżonka Maria. Polska delegacja leciała do Katynia na uroczystości upamiętniające 70. rocznicę mordu NKWD na polskich oficerach.