Rodziny zmieniły zdanie z powodu kilku czynników. Po pierwsze, lokalizacja wskazana przez władze Warszawy - jak tłumaczą - nie tylko nie jest prestiżowa, ale też niezbyt fortunna - na tyłach Krakowskiego Przedmieścia, gdzie dziś jest pętla autobusowa. Po drugie rodziny, które prosiły prezydenta o inicjatywę liczą, że "pomnik światła" przed samym Pałacem Prezydenckim, dałby chociaż szansę na zgodę wszystkich rodzin, także tych, które mówią o upamiętnieniu ofiar na Krakowskim Przedmieściu. - Jestem jednak za tym, żeby móc jeszcze wrócić do rozmów na temat pomnika w postaci świateł. Jest to bardzo piękna inicjatywa, przypuszczam, że nie przeszkadzałaby nikomu na Krakowskim Przedmieściu - mówi Beata Lubińska, żona prezydenckiego lekarza Wojciecha Lubińskiego, który zginął w Smoleńsku. Projekt "pomnika światła" jest już gotowy i byłby stosunkowo tani. I to jest kolejny argument - rodziny, które pisały do prezydenta mówią, że budowa pomnika w miejscu wskazanym przez Radę Warszawy będzie za droga. Razem z odszkodowaniem za grunt pomnik może kosztować 7-8 milionów. Według rodzin nie o takie upamiętnienie im chodziło. Nie za takie pieniądze. Rodziny boją się, że pomnik u zbiegu Trębackiej i Focha zostanie zbudowany w atmosferze kłótni i do tego za zbyt wielkie pieniądze. Mariusz Piekarski