Przed dzisiejszym posiedzeniem komisji Miller powiedział dziennikarzom, że polskie stanowisko wobec raportu MAK powinno być przekazane Rosji ok. 19 grudnia. Dodał, że podczas posiedzenia komisji obrony nie będzie mówił o ustaleniach polskiej komisji. Odnosząc się do raportu MAK przyznał, że "ten tekst jest tekstem trudnym" i wymaga specjalistycznej wiedzy z wielu dziedzin. - Do końca bieżącego tygodnia całość tekstu będzie przetłumaczona na język polski, tłumaczenie będzie dostępne komisji, jeden egzemplarz będzie dostarczony Edmundowi Klichowi - powiedział. Zaznaczył, że raport liczy 210 stron. Minister wielokrotnie wcześniej mówił, że istnieje realna szansa, iż polscy eksperci zakończą badanie tej sprawy jeszcze w tym roku lub na początku przyszłego. Zaznaczał też, że nastąpi to nawet w sytuacji, gdy nie dostaną wszystkich materiałów od strony rosyjskiej. Chodzi m.in. o dokumenty dotyczące lotniska w Smoleńsku. W ubiegłym tygodniu polska komisja otrzymała projekt raportu dot. przyczyn katastrofy Tu-154 przygotowany przez rosyjską komisję - Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK). MAK - jak poinformowano podczas specjalnej konferencji - sformułował w projekcie 72 wnioski dotyczące pośrednich i bezpośrednich przyczyn katastrofy smoleńskiej oraz siedem rekomendacji dla cywilnych służb lotniczych. Prace komisji zakończą się w styczniu Realnym terminem zakończenia prac polskiej komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej jest styczeń 2011 r. - oświadczył w Sejmie szef MSWiA Jerzy Miller. Minister, który uczestniczy w posiedzeniu Komisji Obrony Narodowej, przyznał, że prace polskich ekspertów spowalnia fakt, iż do 19 grudnia br. przygotowywać będą opinię do projektu raportu Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK). Dodał, że prace te są o tyle trudne, iż strona rosyjska przyjęła w swoim raporcie "pewną systematykę odbiegającą od praktyki przyjętej w Polsce". Zaznaczył jednak, że jest ona zgodna z konwencją chicagowską. - Musimy się, po pierwsze, zapoznać z 210 stronami, bardzo nieraz precyzyjnego zwięzłego opisu. Po drugie, skonfrontować go z naszymi ustaleniami. Po trzecie, projekt odnosi się do pewnych dokumentów, częściowo do dokumentów nam znanych, częściowo nieznanych. Dla naszej komisji są to dwa miesiące bardzo trudnej pracy, wymagającej skupienia się na tym wątku - powiedział posłom Miller. Czekamy na materiały od strony rosyjskiej Kierujący pracami polskiej komisji badającej okoliczności katastrofy smoleńskiej szef MSWiA Jerzy Miller powiedział, że komisja nadal czeka na niektóre materiały będące w posiadaniu strony rosyjskiej. - Dalej będziemy starali się o dostarczenie kolejnych materiałów - mówił minister podczas posiedzenia sejmowej komisji obrony. Dopytywany przez Mariusza Kamińskiego (PiS), o jakie materiały chodzi, Miller powiedział: "nie zdradzam żadnej tajemnicy; to, co jest bardzo istotne z naszego punktu widzenia, to są reguły funkcjonowania lotniska w Smoleńsku, i te reguły można analizować bardzo ogólnie, albo starać się dociec głęboko, czy to jest zaniechanie, czy to jest systemowe rozwiązanie". Jak dodał, nie ma zamiaru "stronie rosyjskiej stawiać zarzutu na zasadzie domysłu". - Tylko strona rosyjska musi trochę pomóc poprzez dostarczenie dokumentu; myślę, że takie jest oczekiwanie polskiego społeczeństwa. My chcemy tylko prawdy, nie mamy zamiaru mówić, kto jest winny. Mamy zamiar przedstawić, co się działo i dlaczego się tak skończyło, i nic więcej - zaznaczył minister. Miller przypomniał, że komisja analizuje punkt po punkcie przebieg zdarzeń, nie zajmuje się kwestią winy. - Winą zajmują się sądy - dodał. Minister przyznał, że ostatnią partię materiałów od strony rosyjskiej polska komisja otrzymała 19 października i były to wyniki badań aparatury pokładowej z kokpitu samolotu Tu-154M. Były przygotowane dwa lotniska zapasowe Szef MSWiA Jerzy Miller, który przewodniczy polskiej komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej, zapewnił w Sejmie, że do wizyty polskiej delegacji 10 kwietnia przygotowane były dwa lotniska zapasowe. Miller, który uczestniczył w posiedzeniu komisji obrony narodowej, odniósł się w ten sposób do pytań posła Ludwika Dorna (niezrz.). - Lotniska były dwa, w pełni przygotowane - mówił minister, podkreślając, że potwierdzają to także stenogramy z nagrań czarnych skrzynek. Dodał jednocześnie, że "lotnisko zapasowe jest miejscem lądowania, a nie miejscem, gdzie ma być rozłożony czerwony dywan". - Jedno z lotnisk zapasowych było na terenie Białorusi, chyba pan nie sądzi, że była to kwestia nieuzgodniona ze stroną białoruską. Wszystkie właściwe organy polskie podjęły właściwe kroki nie tylko w zakresie, osadzenia samolotu, ale też m.in. kolumny (samochodów z delegacją - red.) - dodał, zwracając się bezpośrednio do b. szefa MSWiA. Posłowie pytali też Millera, czy prawdą są doniesienie o systematycznym niszczeniu przez stronę rosyjską materiałów dowodowych i zniszczeniu wraku Tu-154M. - Nic mi nie wiadomo, by wrak był cięty na części. (...) Nic mi nie wiadomo, by strona rosyjska systematycznie niszczyła materiały dowodowe, jeśli ktoś o tym wie, to pewnie złoży stosowne zawiadomienia do prokuratury - podkreślił minister. Poinformował również, pytany po posiedzeniu komisji przez dziennikarzy, że w projekcie raportu rosyjskiego MAK lot Tu-154 nie został określony ani jako lot wojskowy, ani jako lot cywilny. Dodał, że został określony inaczej, ale nie może na tym etapie ujawnić jak.