"Polska The Times" odsłania kulisy wcześniejszych działań tej komisji. Wszystkie posiedzenia odbywają się w utajnionych miejscach. Chodzi o spokój i odizolowanie się, zwłaszcza od dziennikarzy i fotoreporterów. "Nie ujawniamy miejsca dla świętego spokoju, aby przed budynkiem nie czekali dziennikarze. Przychodzimy na posiedzenia dyskretnie, wychodzimy w taki sam sposób. Spotkania trwają po kilka godzin, w zależności od tego, co zostało zrobione, co trzeba zrobić, z czym jest problem. Musimy patrzeć na zimno. Praca przypomina badawczy projekt naukowy" - opowiada gazecie jeden z członków komisji. Kilkugodzinne obrady są rejestrowane, ale jednocześnie poufne. Komputery wszystkich członków są specjalnie chronione przed ewentualnym włamaniem z zewnątrz. Przeważającą część dokumentów (w tym raport MAK) członkowie komisji dostają drogą elektroniczną. Tajemnicą jest również system wynagradzania za pracę w tym organie. Połowa składu komisji to wojskowi (podobno nie wszyscy z jawnych służb), połowa - cywile z linii lotniczych, jest też grono urzędników, choć większość z nich również miała epizod wojskowy. Są tam osoby z dużym doświadczeniem i bardzo dobrym wykształceniem. Pracują jedynie dwie kobiety. Wszystkich łączy jedna pasja - lotnictwo. Więcej o tzw. komisji Millera w poniedziałkowym wydaniu "Polska The Times".