Propozycję zmiany w Regulaminie Sejmu przygotowali posłowie PiS. 26 marca wprowadzono możliwość prowadzenia obrad i głosowania przez internet na posiedzeniach Sejmu, komisji i podkomisji sejmowych, w przypadku wprowadzenia stanu wyjątkowego, wojennego lub klęski żywiołowej; według ówczesnej zmiany rozwiązanie to miało obowiązywać do 30 czerwca 2020 r. Posłowie PiS zaproponowali wykreślenia zapisu, że posiedzenia Sejmu, komisji i podkomisji sejmowych przy wykorzystaniu środków komunikacji elektronicznej mogą się odbywać tylko do 30 czerwca br., i spowodowanie w ten sposób, że możliwość wprowadzenia, w określonych sytuacjach, zdalnej pracy w Sejmie będzie na stałe. W piątek przeprowadzono pierwsze i drugie czytanie projektu, a następnie w głosowaniu za zmianami w Regulaminie Sejmu opowiedziało się 230 posłów, przeciw było 217, a 5 osób wstrzymało się od głosu. Za byli tylko posłowie PiS, cała opozycja była przeciw. Podczas sejmowej debaty <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-kazimierz-smolinski,gsbi,4247" title="Kazimierz Smoliński" target="_blank">Kazimierz Smoliński</a> (PiS) podkreślał, że w zmianach chodzi o uchylenie przepisów mówiących o czasowej możliwości zwoływania zdalnych posiedzeń Sejmu i komisji przez marszałka Sejmu. Zaznaczył, że wprowadzając kilka miesięcy temu możliwość zdalnej pracy izby, wnioskodawcy wychodzili z założenia, że po kilku miesiącach skończy się czas epidemii koronawirusa. "Niestety wbrew niektórym politykom rząd nie wie, kiedy ten stan pandemii się skończy" - wskazywał. "Uprzywilejowana kasta" Iwona Śledzińska-Katarasińska (KO) pytała jak to jest, że przedstawiciele innych zawodów jak lekarze, fryzjerzy, czy urzędnicy mogą wrócić do normalnego trybu pracy, a "nagle w Sejmie jest taka lepsza grupa, lepszy sort", czyli posłowie, którzy nie mogą tego zrobić. Mówiła ponadto, że zdalne prace Sejmu oznaczają, że w rękach marszałek Sejmu pozostaje zwoływanie komisji, a na posiedzenia komisji nie mogą przychodzić eksperci i przedstawiciele strony społecznej. "To się staje Sejm niemy" - podkreśliła. Marek Rutka (Lewica) mówił, że zdalne obrady izby pracy spowodowały, że posiedzenia komisji zwoływane są z dnia na dzień pod dyktando partii rządzącej, a posłowie spoza Warszawy stracili możliwość rzetelnego przygotowania się do pracy w swoich okręgach jak i w komisjach. "Lewica stanowczo opowiada się za przywróceniem obrad Sejm w trybie sprzed epidemii" - oświadczył poseł Lewicy. Poseł klubu Koalicji Polskiej <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-jaroslaw-sachajko,gsbi,1615" title="Jarosław Sachajko" target="_blank">Jarosław Sachajko</a> też podkreślał, że nie ma powodu, by politycy dalej byli traktowani jak "uprzywilejowana kasta". "Nie wyrażamy zgody na dalsze pozorowanie prac Sejmu" - oświadczył. Krystian Kamiński z Konfederacji mówił, że PiS-owi na rękę jest zdalne procedowanie, bo posłom tej formacji "nie chce się" przyjeżdżać na posiedzenia Sejmu i komisji. "To jest kpina z parlamentaryzmu, ale również z Polaków" - mówił Kamiński. Na zarzuty posłów opozycji odpowiadała przedstawicielka wnioskodawców <a class="db-object" title="Barbara Bartuś" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-barbara-bartus,gsbi,3185" data-id="3185" data-type="theme">Barbara Bartuś</a> (PiS). Podkreślała, że zgodnie z przepisami Sejm może, a nie musi, pracować w trybie zdalnym tylko, gdy obowiązuje stan epidemii lub jeden z trzech stanów nadzwyczajnych opisanych w konstytucji. Wskazywała, że skreślenie ograniczenia czasowego możliwości zarządzania zdalnej pracy Sejmu ma służyć przygotowaniu do ewentualnej, w przyszłości, sytuacji nadzwyczajnej.