Rzecznik rządu był pytany w radiu ZET o protesty osób mieszkających na terenach przygranicznych. Mieszkańcy domagają się ułatwień w ruchu granicznym, który został ograniczony ze względu na pandemię koronawirusa. Według Müllera szerokie otwarcie granic "to pewnie jeszcze długi okres czasu". "Natomiast co do małego ruchu granicznego i obowiązkowej kwarantanny, bo o tym mówimy, to jest przedmiotem dyskusji Rządowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego na początku przyszłego tygodnia" - powiedział rzecznik rządu. "Rozumiem trudności" Zapewnił, że jak najbardziej rozumiem trudności, z którymi spotykają się mieszkańcy terenów przygranicznych. "Rząd będzie dyskutował na ten temat w przyszłym tygodniu i podejmował decyzje co do terminarza najprawdopodobniej, ale z drugiej strony pamiętajmy o tym, że za granicami Polski, np. w Niemczech, mamy do czynienia z dużo trudniejszą sytuacją, jeżeli chodzi o zachorowania" - powiedział Müller. Zaznaczył, że to jest bardzo trudny dylemat do rozwiązania i trzeba wyważyć ryzyko związane z możliwością "przywiezienia" wirusa z zagranicy oraz potrzeby mieszkańców terenów przygranicznych. "Jeżeli teraz w weekend spłyną do nas informacje dotyczące liczby zachorowań chociażby u naszych sąsiadów za granicą, przy tych najbliższych terenach granicznych, wtedy trzeba będzie ocenić to ryzyko i zdecydować, czy je podejmujemy i czy otwarty zostanie mały ruch graniczny bez kwarantanny" - podkreślił rzecznik rządu. Kiedy otwarcie galerii handlowych? Müller poinformował też, że przedstawiciele rządu są po rozmowach z właścicieli galerii handlowych, którzy zaproponowali rozwiązania dotyczące bezpieczeństwa. "W tej chwili analizuje to, co nam przedstawiono, czyli różnego rodzaju warianty uruchomienia galerii handlowych i na tej podstawie chcemy wypracować taki konsensus, który by pozwalał na to, aby w jakieś części uruchomić galerie handlowe, ale oczywiście pod określonym reżimem sanitarnym" - mówił rzecznik rządu. Dodał, że jest "umiarowym, ale optymistą, że to będzie można zrobić szybciej niż niektórym by się wydawało". "Myślę, że to mogłoby być w maju" - powiedział Müller. Mieszkańcy polsko-niemieckiego pogranicza protestowali w piątek przeciwko spowodowanym epidemią koronawirusa obostrzeniom przy przekraczaniu granicy. Według nich uniemożliwiają one wielu ludziom pracę, a dzieciom naukę. Mieszkańcy urządzają demonstracje Jeden z protestów odbył się po polskiej i niemieckiej stronie przejścia granicznego w Rosówku (Zachodniopomorskie). Protestowało tam po obu stronach granicy łącznie ponad sto osób. W Gubinie w manifestacji wzięło udział około 200 demonstrantów, a w sąsiednim Guben na drugim brzegu Nysy Łużyckiej około stu. W Kostrzynie nad Odrą po polskiej stronie granicy na swoje niezadowolenie z obowiązkowej kwarantanny dla pracujących za granicą manifestowało około stu osób. Podobnie było w Łęknicy, gdzie spotkało się 150 manifestantów. Z kolei w Słubicach - największym mieście na polsko-niemieckim pograniczu - zniesienia kwarantanny domagało się około stu osób, a po niemieckiej stronie Odry - we Frankfurcie nad Odrą - manifestacja zgromadziła kilkadziesiąt osób. W Zgorzelcu na Dolnym Śląsku w dwóch miejscach manifestowało około 300 osób po polskiej stornie i około stu po niemieckiej w sąsiednim Goerlitz. Manifestacja była też w Porajowie, gdzie przyszło na nią około 40 osób. W piątek wieczorem protestowali też zatrudnieni w Czechach mieszkańcy polsko-czeskiego pogranicza w pobliżu przejścia granicznego w Chałupkach (Śląskie), domagając się umożliwienia im powrotu do pracy. Protest, który zgromadził kilkadziesiąt osób, odbył się z zachowaniem rygorów sanitarnych.