- Podczas pierwszego lockdownu nie mogliśmy nawet zamawiać na wynos - mówi Anna Rygiewicz, programistka, która w <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-nowa-zelandia,gsbi,4263" title="Nowej Zelandii" target="_blank">Nowej Zelandii</a> zamieszkała tuż przed pandemią. "Wszyscy zapomnieli, że mieliśmy całkowite zamknięcie miasta" Aktualnie sytuacja wygląda zupełnie inaczej. - Mamy piątkowy wieczór i właściwie wygląda to tak jakby wszyscy zapomnieli, że niedawno mieliśmy całkowite zamknięcie miasta. Jak widać ludzie chodzą bez maseczek, restauracje są pełne i mamy tylko kilka rzeczy, które dookoła przypominają nam, że kiedyś było inaczej - tłumaczy. - Każdy sklep, restauracja czy jakikolwiek inny biznes musi mieć w widocznym miejscu QR kod. Instalujemy specjalną aplikację na telefonie, skanujemy QR kod i dzięki temu dostaniemy powiadomienie, jeśli okaże się, że o danej godzinie w tym samym miejscu przyszedł ktoś, kto jest chory na covid - wyjaśnia. - W Hobittonie nie ma takich tłumów jak zwykle, ale i tak są ludzie. Ale na każdym kroku mamy też płyn do dezynfekcji rąk - podsumowuje. Nowozelandczycy mimo pandemii nie zrezygnowali z bożonarodzeniowej tradycji. i jak zawsze przygotowują się do świąt. - W Auckland co roku odbywa się parada bożonarodzeniowa, w tym roku na szczęście nie została odwołana i nawet mimo deszczu mamy całkiem sporu osób - mówi Anna Rygiewicz. - Małe biznesy ucierpiały najbardziej - tutaj mamy ulicę, przy której lokalne sklepy nie wszystkie przetrwały. Pralnia koło domu też niestety zamknęła się w marcu i do tej pory nie ma chętnych na wynajem - zauważa. Na wielu lokalach widnieje ogłoszenie z "Arrienda", czyli na wynajem. W Chinach wszystko się zaczęło O obostrzeniach w Chinach, miejscu gdzie wszystko się zaczęło, opowiada Mateusz Gostomski. Bloger mieszkający w "Państwie Środka" od ośmiu lat. - Na wejściu do galerii handlowych, stacji metra i innych miejsc użytku publicznego nadal wszystkim sprawdzana jest temperatura, choć rolę przejęły w wielu przypadkach urządzenie wyposażone w kamery termowizyjne. Wszędzie z wyjątkiem restauracji wymagane są teoretycznie maseczki, lecz konieczność ich posiadania często nie jest już egzekwowana - podkreśla. Jak mówi, patrząc na obecną sytuację na świecie, trudno uwierzyć, że jeszcze na początku roku covid wydawał się większości wewnętrznym problemem odległych Chin. - Sam zakładałem wtedy, że w maju będę mógł bez problemów odbyć planowaną podróż do Europy. Jak widać, nieco się przeliczyłem - przyznaje. Obostrzenia w Ameryce Nieco inaczej wygląda to w Ameryce Południowej, co pokazuje nam Marta Winkler. - Właśnie weszłam do centrum handlowego, jak widzicie przy wejściu zawsze jest jedna osoba, która sprawdza temperaturę, oczywiście płyn do dezynfekcji i wszyscy musimy nosić maseczki, zarówno na ulicy jak i w centrum handlowym - mówi. - Ameryka Południowa cofnęła się do poziomu ubóstwa sprzed 13 lat, wiec bardzo mocno została dotknięta nie tylko liczbą zgonów i zachorowań, ale również przez właśnie kryzys ekonomiczny. Cofnęliśmy się w rozwoju można powiedzieć, we wszystkich krajach Ameryki Południowej - ocenia Marta Winkler, która mieszka w Kolumbii. Inżynier Paweł Zadrożny wyjaśnia, jak teraz, w sezonie zimowym, radzi sobie <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-kanada,gsbi,4212" title="Kanada" target="_blank">Kanada</a>. - Są oczywiście pewne obostrzenia, należy zakrywać nos, usta będąc na parkingu, w miejscach publicznych czy jeżdżąc na wyciągu. Na wyciągu jeździmy pojedynczo, podwójnie zachowując dystans lub z ludźmi, z którymi mieszkamy wtedy możemy na wyciągu być w cztery osoby - zaznacza.