Historia Sołomenik i Roberta R., kapitana białostockiej delegatury ABW, którego tajny proces toczy się od 2009 r., potwierdza, że rozłamowy ZPB jest wykorzystywany przez białoruskie służby specjalne do zbierania informacji w Polsce. - Mamy wiele dowodów wykorzystywania rozłamowego ZPB przez białoruskie służby specjalne do zbierania informacji w Polsce. Niektóre z nich Białoruś przekazuje stronie rosyjskiej - mówi "GW" były oficer kontrwywiadu ABW. Historia Olgi Sołomenik i współpracującego z nią Roberta R., kapitana białostockiej delegatury ABW, zdaje się potwierdzać obawy polskich władz. Od dwóch lat ABW i prokuratura trzymają sprawę w tajemnicy. "Gazeta Wyborcza" dowiedziała się jednak, że Robert R. był analitykiem, weryfikował karty pobytu obcokrajowców. Tak poznał Olgę. Na to, że ich relacje stają się niebezpieczne, Agencja wpadła w prosty sposób. - Zaczął się interesować rzeczami, które nie wchodziły w zakres jego obowiązków. Raz czy dwa skopiował dane niedotyczące spraw, nad którymi pracował. Szybko ustalono, komu je przekazał - tłumaczy "GW" oficer z centrali ABW. Jakie to dane - nie chce powiedzieć. Roberta R. zatrzymano w lutym 2008 r. Nadal siedzi w areszcie. Jego tajny proces toczy się od grudnia 2009 r., grozi mu do 15 lat. Ma zarzut współpracy z obcym wywiadem. Po jego zatrzymaniu Sołomenik zniknęła z Polski. "GW" znalazła ją na austriackim portalu matrymonialnym, gdzie szuka partnera. W ubiegłą środę odezwała się telefonicznie do gazety. Zaprzeczyła, że zna Roberta R. Na umówione spotkanie się nie zjawiła.