Prok. Kijanko to pierwsza prokurator, która - w Prokuraturze Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz - zajmowała się sprawą spółki Amber Gold po złożeniu pod koniec 2009 r. zawiadomienia przez Komisję Nadzoru Finansowego. Miała być - jeszcze w zeszłym roku - pierwszym świadkiem przesłuchanym przez komisję śledczą. Dotąd była już dwukrotnie wzywana przez komisję i nie stawiała się, przedkładając zwolnienia lekarskie. "Jakie były przyczyny dwukrotnego niestawiennictwa przed komisją? Czy pani obawiała się zeznawać prawdę na temat Amber Gold?" - pytał świadka Jarosław Krajewski (PiS). Kijanko odpowiedziała, że powody są ogólnie znane i jest to jej stan zdrowia. "Jeśli chodzi o ostatnie niestawiennictwo, to ja, niestety, nie zostałam powiadomiona. Z informacji od mojego pełnomocnika wiem, że otrzymał wezwanie już po terminie posiedzenia" - zaznaczyła. Przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS) skomentowała, że komisja wielokrotnie podejmowała próby skontaktowania się ze świadkiem oraz pełnomocnikiem prok. Kijanko także drogą mailową i telefoniczną, które jednak nie przyniosły efektu. Wniosek o zwolnienie z tajemnicy Na początku wtorkowego posiedzenia pełnomocnik prok. Kijanko mec. Marcin Kradziecki złożył wniosek o uprzednie zwolnienie świadka z tajemnicy, gdyż - jak uzasadniał - jedyna wiedza na temat sprawy, jaką posiada prok. Kijanko, została uzyskana w trakcie wykonywania przez nią prokuratorskich obowiązków służbowych. "Nie ma podstaw do tego i nigdy nie było, abyśmy prokuratora stającego przed komisją zwalniali z tajemnicy" - odpowiedziała Wassermann i przypomniała, że wszyscy poprzedni prokuratorzy składali zeznania przed komisją. Mec. Kradziecki zapewnił, że świadek nie zamierza się "jak na razie" uchylać od odpowiedzi na pytania. "Nie mogę mówić czegoś, o czym nie pamiętam" "Stawiłam się przed komisją, bo wiem, że jest to ważne, ale nie mogę mówić czegoś, o czym już nie pamiętam - zaznaczyła przed komisją prok. Kijanko. "Mój stan zdrowia, niestety, ma bardzo duży wpływ na to, w jaki sposób jestem w stanie dziś odtworzyć zdarzenia sprzed jakiegoś upływu czasu. (...) To nie wynika z mojej złej woli, stawiłam się tutaj, bo wiem, że jest to ważne, staram się udzielić odpowiedzi, na które umiem odpowiedzieć" - powiedziała. Zastrzegła jednocześnie, że nie może jednak mówić o tym, co zatarło się jej w pamięci. Przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS) zapytała wtedy, czy świadek wie, w jakim stanie są ludzie, którzy stracili pieniądze w Amber Gold. "Wie pani, że jest pokazywany pan w telewizji, który wpłacił pieniądze, miał je na leczenie dwóch synów. Inny miał przeznaczone na leczenie i nie podejmuje tego leczenia" - zaznaczyła. Prok. Kijanko odpowiedziała, że mówi o swoim zdrowiu i nie kwestionuje "cierpień i konsekwencji, które ponieśli pokrzywdzeni w tej sprawie". "Nie znam tych osób" - dodała. "A wezwała pani chociaż jedną z tych osób na którymkolwiek etapie i zapytała, czy dostała swoje pieniądze po zakończeniu lokaty, dostała złoto, ten obiecywany procent" - dopytywała Wassermann. Świadek odparła, że te wszystkie ustalenia są w aktach. "Na moim etapie nie widziałam widocznie takiej potrzeby, jeśli takiej czynności nie było" - powiedziała Kijanko. "Ze złamaniem Prawa bankowego miałam do czynienia tylko raz" "Jeśli chodzi o przestępstwo z art. 171 ustęp 1 Prawa bankowego, to w swojej pracy miałam do czynienia tylko raz. Z tego co się orientuję, wśród moich współpracowników i przełożonych wszystkich szczebli nikt nie miał do czynienia z tego typu czynem" - oświadczyła Kijanko. Przewodnicząc komisji śledczej Małgorzata Wassermann (PiS) dopytywała więc dlaczego, jeśli to był pierwszy taki przypadek, świadek nie przesłuchała nikogo z KNF. Na to pytanie Kijanko nie potrafiła jednak odpowiedzieć. Zeznania policjantki o "absurdalnych sytuacjach" Inny członek komisji śledczej Jarosław Krajewski (PiS) nawiązywał do wcześniejszych zeznań (z listopada ub.r.) policjantki Katarzyny Tomaszewskiej-Szyrajew, prowadzącej dochodzenie w sprawie Amber Gold. Przyznała ona przed komisją śledczą, że miała wrażenie, iż sprawa ta była lekceważona przez nadzorującą tę sprawę prokuraturę Gdańsk-Wrzeszcz. Jak oceniała, kontakt z prokurator Kijanko był utrudniony, były też problemy z zabezpieczaniem dokumentów. "Było tak, że próbowałam kontaktować się z prokuratorem telefonicznie, ale ten prokurator nie odbierał telefonów" - zeznawała wówczas policjantka. "Były sytuacje tak absurdalne, że prosiłam prokuratora, który siedział w pokoju obok, by poprosił panią prokurator o odebranie telefonu" - dodała. Wskazała, że właśnie z tego powodu w aktach sprawy znajdują się notatki urzędowe przesyłane faksem do prok. Kijanko, czego - jak zaznaczała - "raczej się nie praktykuje". W jej ocenie, w innych sprawach Kijanko była bardzo skrupulatna, a w sprawie Amber Gold tak nie było. Krajewski przypomniał też fragment zeznań policjantki, która, chcą sprawdzić, czy Amber Gold przechowuje w skrytkach w BGŻ złoto, została wyśmiana przez Kijanko. "Jestem zaskoczona tym co pan poseł przeczytał. Nigdy takie sytuacje się nie zdarzały w mojej pracy, jeśli chodzi o podejście do współpracowników. Dlatego nawet nie wiem, w jaki sposób mogłabym to skomentować" - odparła Kijanko. "Mogę tylko powiedzieć, że nigdy nie wyśmiewałam żadnych funkcjonariuszy, z którymi współpracowałam" - dodała. "Czy pani chce zeznać, że policjantka składała fałszywe zeznania przed komisją śledczą?" - dopytywał poseł PiS. "Nie do mnie należy ocena zeznań świadka" - odpowiedziała Kijanko. Świadek była też pytana o relacje pomiędzy nią a Tomaszewską-Szyrajew. "Czy te relacje były jak standardowe działania ze strony prokuratury przy postępowaniach, jakie pani prowadziła?" - pytał Krajewski. "Moje relacje ze współpracownikami są bardzo poprawne, partnerskie, także tylko tyle mogę odpowiedzieć na to pytanie" - odparła Kijanko. Uchylanie się od odpowiedzi W trakcie przesłuchania prok. Kijanko kilkukrotnie wnosiła o odmowę odpowiedzi na niektóre pytania dotyczące jej działań, tłumacząc to tajemnicą zawodową. "Pani ma świadomość, że jeśli pani to zrobi, to ja w tym momencie wyciągnę w stosunku do pani te konsekwencje, które wynikają z ustawy o prokuraturze" - zwróciła się do niej Wassermann. Ze względu na to, że Kijanko podtrzymała decyzję o uchyleniu się od odpowiedzi na część pytań Wassermann stwierdziła zwracając się do pozostałych członków komisji, by rozważyli zwrócenie się do Prokuratora Generalnego o "wszczęcie postępowania dyscyplinarnego i wyciągnięcie najdalej idących wniosków i konsekwencji z ustawy wobec pani prokurator". "O ile wiem, najdalej idącą konsekwencją jest wydalenie z zawodu" - wskazała szefowa komisji śledczej. Witold Zembaczyński z Nowoczesnej zawnioskował jednak, aby z przyjęciem wniosku Wassermann poczekać jeszcze i zobaczyć, czy Kijanko będzie odpowiadała na kolejne pytania. "Sprawa Amber Gold przerosła moje możliwości" Na początku 2010 r. prok. Kijanko odmówiła wszczęcia postępowania w sprawie Amber Gold. Po uwzględnieniu przez sąd zażalenia KNF, w maju 2010 r. wszczęte zostało dochodzenie, które w sierpniu zostało umorzone. "Sprawa Amber Gold przerosła zarówno moje możliwości, jako szeregowego funkcjonariusza prokuratury, jak i możliwości prokuratury rejonowej" - przyznała we wtorek przed komisją śledczą prok. Kijanko. Jednocześnie świadek zaprzeczyła, aby w tej sprawie były wobec niej stosowane jakieś naciski ze strony przełożonych lub wysuwano wobec niej sugestie dotyczące kierunku postępowania odnoszącego się do Amber Gold. "Nie miałam sygnałów, że robię coś nieprawidłowo" Kijanko zeznała, że nie miała pełnej świadomości skali "przedsięwzięcia i nie była w stanie zrozumieć wszystkich mechanizmów". Jak dodała, akta w sprawie Amber Gold przechodziły przez ręce wszystkich jej przełożonych i oni również w żaden sposób, nie wskazali jej na jakiś inny kierunek działania. Pytana, czy kiedykolwiek informowała, że potrzebuje wsparcia ws. postępowania, dotyczącego Amber Gold, Kijanko powiedziała, że prowadziła tę sprawę na miarę swoich możliwości, wiedzy i doświadczenia. "Nie miałam sygnałów od swoich przełożonych, że robię coś nieprawidłowo" - zapewniła. "Działałam w dobrej wierze" - zapewniła. Jak dodała, nigdy nie lekceważyła obowiązków związanych z jej pracą. Pytana, czy brała udział w szkoleniach w zakresie prawa bankowego, czy prowadzenia działalności bankowej bez zezwolenia, świadek powiedziała, że nie. "Nigdy nie przyjęłam od nikogo żadnych korzyści" Wiceprzewodniczący komisji śledczej <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-marek-suski,gsbi,1644" title="Marek Suski" target="_blank">Marek Suski</a> (PiS) pytał świadka m.in. "co było takiego wyjątkowego w Marcinie P.". Nawiązał tu do zeznań jego kuratora, który - jak mówił Suski - przyznał, że Marcin P. go oczarował. "Czy pani też była pod wpływem tego czaru pana Marcina P., że akurat jemu udzieliła pani w zasadzie pomocy poprzez poinformowanie o planowanych czynnościach w sprawie" - pytał polityk PiS. "Mogę tylko powiedzieć, że nie znam tej osoby, nigdy nie miała z nią żadnego kontaktu" - odpowiedziała Kijanko. "To co było powodem, że była pani tak spolegliwa akurat w tej sprawie? Czy przyjęła może pani jakąś korzyść materialną, finansową w prowadzonym postępowaniu?" - dopytywał Suski. "Nigdy w życiu w żadnej sprawie nie przyjęłam od nikogo żadnych korzyści, jakichkolwiek" - odparła Kijanko. Dlaczego prokurator dwukrotnie umarzała postępowanie? Suski pytał też dlaczego dwukrotnie umorzyła ona postępowanie wobec Amber Gold. "Taka była moja ocena" - odpowiedziała Kijanko. Dodała też, że nie pamięta dlaczego nie wydała polecenia, by sprawdzić czy Amber Gold przechowuje złoto w depozycie BGŻ. Kijanko nie potrafiła też odpowiedzieć na pytania przewodniczącej komisji Małgorzaty Wassermann (PiS) dlaczego na tydzień przed przesłuchaniem Marcina P. wydała ona jego pełnomocnikowi akta toczącego się postępowania ws. Amber Gold. Komisja Nadzoru Finansowego w grudniu 2009 r. złożyła do Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz zawiadomienie podejrzewając, że firma prowadzi działalność bankową, ale nie ma wymaganych zezwoleń. Kijanko jako prokurator referent sprawy w styczniu 2010 r. odmówiła wszczęcia śledztwa, nie dopatrując się w działalności firmy znamion przestępstwa. Po tym gdy w kwietniu 2010 r. sąd uwzględnił zażalenie KNF, wszczęte zostało dochodzenie, które Kijanko umorzyła w sierpniu 2010 r. Sąd w grudniu uwzględnił kolejne zażalenie KNF. W maju 2011 r. Kijanko zawiesiła postępowanie w związku z przedłużaniem się opracowania opinii biegłego. "Jeśli popełniłam błędy, to nie mogę z tym dyskutować" "Jestem tylko człowiekiem, jeśli popełniłam błędy, to jest to fakt i nie mogę z tym dyskutować - powiedziała prok. Barbara Kijanko przed sejmową komisję śledczą ds Amber Gold. "Błędy popełnia każdy z nas, tylko ich skala i ilość jest tutaj nie do uwierzenia" - skomentowała tą wypowiedź świadka przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS). Przewodnicząca komisji dopytywała Kijanko m.in. jaki wpływ na postanowienie o umorzeniu sprawy miał fakt, że osiem dni wcześniej otrzymała pismo, w którym poinformowano o wykreśleniu spółki z rejestru domów składowych prowadzonego przez resort gospodarki z uwagi na karalność szefa Amber Gold Marcina P. "Nie jestem w stanie udzielić odpowiedzi na to pytanie. (...) Jak już wcześniej mówiłam obojętnie czy to dotyczyło tej sprawy, czy innych spraw, starałam się wykonywać (obowiązki) zgodnie z moją wiedzą, jak najbardziej rzetelnie" - powiedziała Kijanko. "Szkoda czasu". Po godzinie 13. zakończono przesłuchanie Świadek oceniła, że gdyby miała tę wiedzę, co dzisiaj, to sprawa byłaby przejęta dużo szybciej przez bardziej doświadczonych prokuratorów. "Nie jestem w stanie odtworzyć mojego toku myślenia (...). Postępowanie prowadziłam zgodnie z ówczesną moją wiedzą na ten temat; z przekonaniem, że postępuje słusznie" - oceniła. "Dobrze, szkoda czasu" - powiedziała po godz. 13 przewodnicząca Wassermann i zakończyła przesłuchanie świadka. We wtorek po południu zaplanowano jeszcze jedno posiedzenie komisji śledczej - zamknięte dla mediów - podczas którego omówione mają zostać wnioski wynikające z dotychczasowych przesłuchań świadków w "wątku lotniczym" oraz przedyskutowane dalsze plany prac komisji.