Misiewicz: Nie wiedziałam, że zostałam zatrudniona tylko jako słup W trakcie przesłuchania Jarosław Krajewski (PiS) pytał świadka, czy mając wiedzę tego, jak wyglądała kwestia finansowo-księgową Amber Gold ma poczucie, że została tam zatrudniona "żeby być słupem w tej księgowości". "Dzisiaj z perspektywy czasu oczywiście czuję się niefajnie, ale wtedy nie miałam świadomości, że zostałam zatrudniona tylko jako słup, ponieważ bardzo dużo pracowałam, ale tylko w OLT Express Regional" - odpowiedziała. Jak dodała księgi tej spółki lotniczej były w katastrofalnym stanie i mimo pracy nad nimi - po 6-7 dni w tygodniu czasem do godz. 22, zajęło jej pół roku, by je wyprowadzić na prostą. "Czyli ma pani poczucie, że była pani fikcyjną główną księgową Amber Gold" - dopytywał Krajewski. "Oczywiście" - odparła Misiewicz. Marcin P. zapewniał, że księgowość Amber Gold jest uporządkowana "Gdy przyszłam do Amber Gold, to byłam pewna, że będą prowadziła księgowość Amber Gold i chciałam przede wszystkim księgi. Wchodząc do systemu zauważyłam, że suma pasywów nie odpowiada sumie aktywów, a powinna. Informatyk wyjaśnił mi, że w tej chwili dane są przenoszone z innego programu i nie wszystkie dane są zreplikowane w związku z tym, to nie jest jeszcze zgodne" - wyjaśniała przed komisją śledczą. Dodała, że nie rozmawiała o tej sprawie z nikim z zarządu spółki. Jak dodała, nie sprawdzała, jak długo przenoszenie tych danych trwało, gdyż niedługo po tym miała rozmowę z Marcinem P. i została zaangażowana do wyprowadzenia ksiąg OLT Express Regional. "Pan Marcin zapewniał mnie, że ma uporządkowaną księgowość, że on to prowadzi, ogarnia i nie potrzebuje na razie pomocy. Chciał żebym uporządkowała księgi (OLT Express Regional - PAP), bo Urząd Lotnictwa Cywilnego domagał się sprawozdania. Ponieważ te księgi były w opłakanym stanie umożliwiało to rzetelne sprawozdanie finansowe. Cały swój czas poświęcałam żeby uporządkować te księgi" - podkreśliła. "Nie miała pani żadnych wątpliwości?" - pytała ją Joanna Kopcińska (PiS). "Nie, jeśli właściciel mówi (...), że jeśli chodzi o Amber Gold ma wszystko opanowane, to w tym momencie nie miałam żadnych wątpliwości" - mówiła Misiewicz. Błędnie opisywane faktury Świadek relacjonowała, że dopiero w lipcu 2012 r., kiedy księgowość linii lotniczych była już "w miarę uporządkowana" chciała zająć się też Amber Gold i w tym celu przyjęła dwie osoby, które miały zająć się prowadzeniem ksiąg spółki. "I wtedy panie wchodząc do programu powiedziały mi, że dekrety nie są kompletne. To był lipiec 2012" - powiedziała. "A co było później" - dopytywała posłanka PiS. "Co było później, to wszyscy wiedzą" - odparła świadek. Misiewicz mówiła też, że faktury za 2012 r., które były w spółce, nie były opisane więc trudno było przypisać je do konkretnej inwestycji. "Czy to było zaniedbanie, czy celowe działanie, aby utrudnić przejrzystość finansowania wydatków. "Czy miała pani kiedykolwiek podobną sytuacja?" - pytała Kopcińska. Świadek odpowiedziała, że nie. "Żeby księgi były rzetelnie prowadzone, to każda faktura powinna być potwierdzona przez pracownika operacyjnego, i tak w OLT było (...). W przypadku Amber Gold nie umiem powiedzieć dlaczego. Nie wiem, czy tylko 2012 rok taki był, czy od samego początku faktury nie były opisywane. Dlaczego nie były opisane? Dzisiaj nie umiem powiedzieć, bo mnie tam nie było" - dodała. Brak wątpliwości na poczatku pracy Na wstępie przesłuchania świadek pytana, w jaki sposób nawiązała współpracę z Amber Gold, wskazała, że w internecie znalazła ogłoszenie, iż spółka ta poszukuje pracownika na stanowisko głównej księgowej. Umowę o pracę podpisała 19 grudnia 2011 r. Misiewicz dodała, że podczas pierwszej rozmowy Marcinem P. zapewniał ją, "że de facto Amber Gold jest tzw. spółka handlową, która sprzedaje i kupuje złoto". "Zapewniał? Czy miała pani jakieś wątpliwości?" - dopytywała Joanna Kopciński (PiS). "Nie. Na tym spotkaniu zastrzegłam, że nigdy nie pracowałam w instytucji finansowej i nie do końca jestem pewna, czy podołam obowiązkom. Pan Marcin mnie zapewniał, że jest to firma handlowa, a ja pracowałam kilkanaście lat w firmie handlowej, więc na pewno sobie poradzę" - wyjaśniła. Posłanka PiS pytała też, czy Misiewicz podejmując pracę w Amber Gold znała przeszłość Marcina P. "W internecie znalazłam dwa artykuły. Jeden z nich mówił, że Marcin P. miał wyrok, jakiś błąd młodości. Ale później drugi artykuł to był, że była prokuratura i ona nie znalazła znamion przestępstwa w Amber Gold" - odpowiedziała Misiewicz. Jak dodała wiedziała, że spółka była zamieszczona na liście ostrzeżeń prowadzonej przez Komisje Nadzoru Finansowego. "Czy pani pytała o przeszłość pana Marcina P., o umieszczenie Amber Gold na liście ostrzeżeń" - dopytywała Kopcińska. Świadek odpowiedziała przecząco. Tłumaczyła, że jej wszelkie wątpliwości rozwiał artykuł, z którego wynikało, że prokuratura nie miała zastrzeżeń do działalności Amber Gold. "Wydawało mi się oczywiste, że jeżeli są jakieś nieprawidłowości, to prokuratura miałaby jakieś zastrzeżenia" - dodała. Kolejne przesłuchania Nazwisko Misiewicz pojawiło się pod koniec czerwca br. podczas przesłuchania twórcy i b. prezesa tej spółki Marcina P. Zeznając przed komisją śledczą mówił on, że Misiewicz była odpowiedzialna za księgowość całej grupy Amber Gold. Zaznaczył jednocześnie, że "od momentu zatrudnienia do lipca 2012 r., zajmowała się prostowaniem ksiąg firm Jet Air dawnej, czyli OLT Express Regional i OLT Express Poland, dawnej Yes Airways". W środę po południu przed komisją stanąć ma też b. gdański dominikanin Jacek Krzysztofowicz (odszedł z zakonu na początku 2013 r.). W czerwcu Marcin P. mówił komisji, że z duchownym łączyły go przyjacielskie relacje. Dodał, że wsparł też gdański klasztor dominikanów kwotą 1,5 mln zł. Pieniądze te pochodziły z Amber Gold i zostały przeznaczone na remont trzech ołtarzy i kaplicy w kościele św. Mikołaja. Z kolei b. rzecznik i b. członek rady nadzorczej Amber Gold Michał Forc zeznając przed komisją określił Krzysztofowicza, jako "duchowego mentora" Marcina i Katarzyny P., z którym "często się spotykali" i rozmawiali o "ogólnych sprawach prywatnych". Natomiast b. dyrektor biura bezpieczeństwa Amber Gold Krzysztof Kuśmierczyk zeznał, że w sierpniu 2012 r. było polecenie zarządu, by do kogoś wywieźć złoto Amber Gold. "Dokładnej daty nie pamiętam. Mówiono o jakimś Jacku" - wskazał zaznaczając, że nie wie, o jakiego Jacka chodzi. W trakcie tego przesłuchania szefowa komisji śledczej Małgorzata Wassermann (PiS) zastanawiała się, dlaczego świadek podczas przesłuchania w prokuraturze w 2012 r. nie wspomniał, że padła propozycja przewiezienia złota do Jacka, a teraz wymienia tę osobę. Podkreśliła, że gdyby wówczas padło to imię, to śledczy dokonaliby u tej osoby przeszukania. Kuśmierczyk odparł, że nie pamięta na pewno, czy mówił podczas przesłuchania w 2012 r. o "panu Jacku". "Wydaje mi się na 90 bądź na 80 proc., że to imię padało wielokrotnie podczas przesłuchań z ABW" - zapewniał. "Gdyby była taka wiedza, to w zasadzie skutkowałoby tym, że wydane byłoby postanowienie na przeszukanie w klasztorze dominikanów" - odparła Wassermann. "Mogę państwa poinformować, że również z odtajnionych notatek służb wynika, że rozważano, że to może być kontakt (Jacek - PAP), jeśli chodzi o złoto. Procesowo nie wniknęło nic, rozumiem, że żadne przeszukanie tam się nie odbyło i nikt nie zadbał o to, by w tym wrażliwym momencie pojechać i zobaczyć, czy tam się znajduje złoto lub pieniądze" - powiedziała wówczas Wassermann.