Jak relacjonuje z francuskiego Seyne Les Alpes specjalny wysłannik Polskiego Radia Wojciech Cegielski, w akcji ratowniczej bierze udział około 400 osób. To zarówno policjanci, strażacy, ratownicy jak i okoliczni mieszkańcy. Operacja jest bardzo skomplikowana, bo szczątki wraku i ludzkich ciał leżą porozrzucane na obszarze dwóch hektarów. Miejsce, gdzie rozbił się samolot, znajduje się w bardzo trudnym terenie. - To bardzo dziki teren. Ciężko jest się dostać tam pieszo. Ale musimy pozwolić robić władzom to, co do nich należy - mówi burmistrz miasteczka Seyne Les Alpes Francis Hermite. O tym, jak trudny teren muszą przeczesać ratownicy mówią także okoliczni mieszkańcy. Pracująca w miejscowym urzędzie Fanette przyznaje, że mieszkańcy wybierają się w tamto miejsce jedynie latem, przy dobrej pogodzie. - Tak naprawdę, wiosną te góry są najtrudniejsze. Wszystko przez niebezpieczeństwo deszczu, lodu i lawin - dodaje Francuzka w rozmowie z wysłannikiem Polskiego Radia. Sama tylko identyfikacja ciał może potrwać nawet kilka tygodni. W wypadku we francuskich Alpach zginęło 150 osób 15 narodowości. Niemal połowa ofiar to Niemcy, a ponad 50 zabitych to Hiszpanie. Zginął także niemowlak, mający polskie obywatelstwo.Przyczyna tragedii pozostaje nieznana, jednak śledczy wstępnie wykluczają zamach terrorystyczny.