Młody Syryjczyk Abud, który przedostał się na grecką wyspę Lesbos, tłumaczy Polskiemu Radiu, że chce zapomnieć o Syrii, bo nie patrzy już na nią jak na swój dom. Wszędzie widzi walki, wojnę i ludzi, którzy umierają. Mówi, że w Syrii trudno jest żyć, bo nie ma wody, jedzenia, elektryczności i nigdy nie wiadomo, kiedy znowu nadlecą samoloty z bombami. Jego zdaniem, nie można tam zbudować społeczeństwa czy założyć rodziny. Syryjczyk podkreśla, że tzw. Państwo Islamskie niszczy wszystko. Nie wierzy też prezydentowi Baszarowi al-Asadowi, który w jego rodzinnym mieście jest uważany za kryminalistę i ludność chce go postawić przed sądem. Z kolei Maria z Iraku dodaje, że nikt nie przeprawia się przez Morze Egejskie, jeśli nie jest to konieczne, ale gdy ktoś musi wyjechać, uczyni wszystko, by to zrobić. We wtorek minęło pięć lat od pierwszych protestów w Syrii, które doprowadziły do wojny domowej w tym kraju, a później do kryzysu migracyjnego w Europie. W Grecji z powodu zamkniętych granic utknęło już ponad 46 tysięcy migrantów. Prawie połowa z nich to Syryjczycy.