"Każda ze stron (umowy CETA, czyli kompleksowej umowy gospodarczo-handlowej między UE a Kanadą - red.) zapewnia inwestorowi oraz inwestycjom drugiej strony traktowanie nie mniej korzystne niż w stosunku do własnych inwestorów i ich inwestycji w odniesieniu do zakładu, nabywania, ekspansji, zachowania, działania, zarządzania, utrzymania, użytkowania, korzystania i sprzedaży lub zbycia ich inwestycji na swoim terytorium" - czytamy w dokumencie. Przewidywany w ramach CETA system rozstrzygania sporów inwestycyjnych ma umożliwić inwestorom zagranicznym sądowe dochodzenie roszczeń. Koncern - jak wynika z zapisów CETA - powinien mieć taką możliwość, skoro nie może rozstrzygnąć takiej kwestii na szczeblu sądu lokalnego. Ze stanem idealnym - według Unii Europejskiej - mamy do czynienia wtedy, gdy wszyscy przedsiębiorcy oraz inwestorzy mają te same prawa i są traktowani przez rządy sprawiedliwie. W dążeniu do stworzenia takich warunków pomagają umowy handlowe i inwestycyjne o charakterze międzynarodowym. W egzekwowaniu tych praw - specjalne systemy rozwiązywania sporów międzynarodowych. Kiedy korporacja pozywa państwo Takim systemem jest ICS (Investment Court System) - obecnie uważany za jeden za najbardziej kontrowersyjnych elementów umowy CETA, bo umożliwiający koncernom (czyli inwestorom) domaganie się odszkodowań od rządów państw. Na stronie Komisji Europejskiej czytamy, że do najpoważniejszych problemów inwestorów zagranicznych należą te o charakterze administracyjnym. "Dotyczą one sposobu traktowania przez władze pojedynczego inwestora w związku z konkretną licencją, zezwoleniem lub promesą wydanymi przez urzędników państwowych" - czytamy. Zdaniem Komisji Europejskiej państwo przyjmujące ma możliwość wydania decyzji dyskryminującej w stosunku do producenta zagranicznego. Jako przykład podaje zezwolenie spółce krajowej na wytwarzanie danego produktu przy jednoczesnym zakazaniu wytwarzania tego samego produktu, ale w odniesieniu do fabryki należącej do zagranicznego inwestora. Bilans zysków i strat O kwestię działania sądów arbitrażowych zapytaliśmy uczestników debaty "CETA: Kto zyska? Kto straci?", organizowanej przez Interię i Uniwersytet Jagielloński. Do dyskusji zaprosiliśmy ekspertów, działaczy społecznych i polityków, wśród których są zwolennicy podpisania umowy i jej zdecydowani przeciwnicy. W debacie udział wzięli: Wojciech Sudoł, zastępca dyrektora departamentu współpracy międzynarodowej w Ministerstwie Rozwoju (to ten resort zajmuje się CETA), dr Adam Kirpsza z Instytutu Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych UJ, dr Tomasz Soroka z Instytutu Amerykanistyki i Studiów Polonijnych UJ, prezes Instytutu Spraw Obywatelskich Rafał Górski, szef małopolskich struktur Nowoczesnej Grzegorz Filipek oraz Mateusz Trzeciak z Partii Razem. Dyskusję moderował Michał Michalak, dziennikarz serwisu Fakty. Czy może dojść do sytuacji, że polski rząd będzie pozywany przez koncerny za utratę potencjalnych zysków? - Ryzyko, że państwo będzie pozwane na podstawie CETA jest znacznie mniejsze niż ryzyko związane z wcześniejszą umową handlową z Kanadą - przekonywał Wojciech Sudoł z resortu rozwoju. Przyznał jednak, że obecny system zaproponowany w CETA (czyli wspomniany ICS) został wynegocjowany podczas prac nad TTIP, czyli nie był jeszcze stosowany w praktyce. - Jest sporo pytań i trudno teraz ocenić, jak to będzie funkcjonować - stwierdził Sudoł. - Mam pewien problem z tą argumentacją - odpowiedział Trzeciak z Partii Razem. - Rozmawiamy o umowie, której głównym celem jest rozmontowanie sytemu regulacji, chroniących rynek europejski, zmniejszenie możliwości państwa do stanowienia regulacji wewnątrz. Ta umowa powołuje prywatne trybunały arbitrażowe, parasądy, które będą działały jedynie w interesie korporacji. Mamy całą kastę prawników, którzy będą tam zasiadać, a Ministerstwo Rozwoju twierdzi, że jest to krok naprzód. Jaki, skoro ogranicza suwerenność kraju i możliwość wpływu na politykę gospodarczą państwa? - zapytał Trzeciak. - UE i państwa narodowe służą do tego, by poprawiać byt swoich społeczeństw i wzmacniać ich siłę, a nie po to, by działać jako agentura amerykańskich korporacji - dodał polityk Partii Razem. - Nie jesteśmy na wiecu. Słowa typu "agentura" nie są dobre, by merytorycznie dyskutować o umowie CETA - ripostował dr Adam Kirpsza. Z kolei Górski z Instytutu Spraw Obywatelskich wskazywał na brak konkretów i debaty na ten temat. - Obywatele w Europie zrobili niesłychany wysiłek, żeby doprowadzić do nagłośnienia tej kwestii i zmiany sytuacji. Ile w Polsce rozmawiamy o Trybunale Konstytucyjnym? Ile miesięcy? Przynajmniej dziesięć - przekonywał. - W mediach publicznych mamy non stop TK. Ja nie twierdzę, że to nie jest temat ważny, ale potrzebne są jakieś proporcje. Gdzie jest kwestia trybunałów arbitrażowych? - pytał zgromadzonych na debacie Rafał Górski. - Gdzie jest informacja o tym, że co roku jesteśmy pozywani przez korporacje jako Polska? Gdzie jest bieżąca informacja o tym przez kogo, na jakie kwoty, o tym, ile wygraliśmy takich spraw, a ile przegraliśmy? - Jeżeli jest cisza nad jakąś kwestią, to znaczy, że najsłabsi obywatele mogą być w tym procederze poszkodowani. Jeśli mówimy o demokracji, to warto, aby była to demokracja uczestnicząca, angażująca obywateli - skomentował z kolei prezes Instytutu Spraw Obywatelskich. Wideo z zapisem całości debaty znajduje się poniżej. Zobacz też:<a href="https://wydarzenia.interia.pl/polska/news-gmo-na-europejskim-rynku-wnioski-z-debaty-interii-i-uj,nId,2290097" target="_blank">GMO na europejskim rynku? Wnioski z debaty Interii i UJ</a> EKM/JK DZIEŃ CETA W INTERIA I RMF FM - faktów i komentarzy szukaj na <a href="https://wydarzenia.interia.pl/raporty/raport-ceta/aktualnosci" target="_blank">interia.pl </a>i w <a href="http://www.rmf24.pl/" target="_blank">rmf fm</a>.