Theresa May, odpowiadając na pytanie Jacoba Reesa-Mogga, robiącego ostatnio zawrotną karierę konserwatysty, przyznała, że w dwuletnim okresie przejściowym po 2019 roku Wielka Brytania prawdopodobnie wciąż będzie podlegać Trybunałowi Sprawiedliwości Unii Europejskiej. To wywołało niezadowolenie wśród eurosceptycznych konserwatystów. "Jeśli Trybunał wciąż będzie miał nad nami jurysdykcję, to tak naprawdę wcale nie opuścimy UE. Musimy uhonorować decyzję, która zapadła w referendum" - odniósł się do słów May Rees-Mogg. Co ciekawe, przeciwko jurysdykcji Trybunału w trakcie okresu przejściowego opowiada się również szef brytyjskiej dyplomacji (i zwolennik "twardego" brexitu) Boris Johnson. "Większość naszych parlamentarzystów reprezentuje okręgi, które głosowały za brexitem. Jak teraz wyjaśnić wyborcom, dlaczego nie przejmujemy kontroli nad naszym prawodawstwem już od pierwszego dnia?" - komentuje zasiadający w Izbie Gmin Bernard Jenkin. Z okazji do ataku na partię rządzącą skorzystał lider opozycji Jeremy Corbyn. "Kiedy Wielka Brytania potrzebuje silnego zespołu negocjacyjnego, członkowie rządu skaczą sobie do gardeł. Połowa Partii Konserwatywnej chce wylania sekretarza spraw zagranicznych, a druga połowa - Lorda Kanclerza" - kpił lider laburzystów.