Tusk w poniedziałek po południu spotkał się w Brukseli z premier Wielkiej Brytanii Theresą May. "Byłem gotowy przedstawić projekt wytycznych autorstwa '27' (...) w sprawie negocjacji dotyczących okresu przejściowego i przyszłości. Jednak Wielka Brytania i <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-komisja-europejska,gsbi,34" title="Komisja Europejska" target="_blank">Komisja Europejska</a> poprosiły o więcej czasu. Terminy są napięte, ale porozumienie na grudniowym szczycie europejskim jest ciągle możliwe" - napisał Tusk. Wcześniej May spotkała się z szefem KE Jean-Claudem Junckerem, ale rozmowy nie przyniosły przełomu. W weekend Tusk przypomniał, że premier May ma czas do poniedziałku na przedstawienie swojej ostatecznej propozycji, która będzie podstawą do grudniowych dyskusji na szczycie Rady Europejskiej, w trakcie którego liderzy 27 państw członkowskich zdecydują o tym, czy osiągnięto "wystarczający postęp" w negocjacjach, by przejść do kolejnego etapu rozmów. O tym, jaką wagę Bruksela przywiązywała do poniedziałkowych rozmów, świadczyć może decyzja Tuska, który w ostatniej chwili zrezygnował z wyjazdu do Izraela i Autonomii Palestyńskiej, żeby w tym kluczowym momencie być w Brukseli. Strona unijna domaga się w negocjacjach m.in., by Londyn uznał Trybunał Sprawiedliwości UE za instancję odwoławczą podczas ewentualnych przyszłych sporów dotyczących praw obywateli unijnych w Wielkiej Brytanii. Bruksela obawia się bowiem, że brytyjskie prawo może się dla nich zmienić niekorzystnie po brexicie, a sądy na Wyspach nie będą odpowiednio respektowały postanowienia umowy o wyjściu. Drugą kwestią jest sprawa granicy - po zakończeniu brexitu Irlandia Północna jako jedyna część Zjednoczonego Królestwa będzie miała granicę lądową z krajem członkowskim Wspólnoty - Irlandią. Rząd w Londynie i liderzy północnoirlandzkiej Demokratycznej Partii Unionistycznej (DUP) argumentowali, że nie należy dopuścić do powrotu tzw. twardej granicy między Irlandią i Irlandią Północną, ale jednocześnie opowiedzieli się za wyjściem z unii celnej i wspólnego rynku, co zamyka drogę do zachowania status quo. W weekend Tusk spotykał się z irlandzkim premierem Leo Varadkarem, zapewniając go o wsparciu w rozmowach. Jak podkreślił, "jeśli oferta Wielkiej Brytanii będzie nieakceptowalna dla Irlandii, to będzie nieakceptowalna również dla Unii Europejskiej". Trzecią sporną kwestią w rozmowach między Brukselą i Londynem są zobowiązania finansowe Zjednoczonego Królestwa wobec UE. We wtorek brytyjski "Daily Telegraph" napisał, że brytyjscy i unijni negocjatorzy osiągnęli porozumienie w sprawie tzw. rachunku za brexit, co może otwierać drogę do przełomu w negocjacjach w grudniu. Nie pojawiło się jednak oficjalne potwierdzenie tej informacji. Brak porozumienia w najbardziej drażliwej politycznie kwestii, czyli "rachunku rozwodowego", jaki Wielka Brytania będzie musiała zapłacić opuszczając UE, jest główną przeszkodą w zamknięciu pierwszego etapu rozmów. Dotychczas strony starały się nie wymieniać oficjalnie żadnych konkretnych sum. Z wypowiedzi polityków można było jednak wywnioskować, że szacunki Londynu oscylują wokół 20 mld euro, natomiast Brukseli - 60 mld (o takiej sumie wspominał m.in. szef Parlamentu Europejskiego Antonio Tajani). Porozumienie w tych trzech kwestiach - praw obywatelskich, granicy irlandzkiej i rachunku rozwodowego - pozwoliłoby unijnej "27" dać zielone światło w sprawie przejścia do drugiej fazy pertraktacji dotyczących wyjścia Zjednoczonego Królestwa z UE. Z Brukseli Łukasz Osiński