Taką decyzję podjęła warszawska prokuratura apelacyjna. - Otrzymaliśmy wniosek praskiej prokuratury i prokurator apelacyjny po jego analizie zdecydował, że wystąpi do Prokuratury Krajowej, by ta wyznaczyła jednostkę spoza tych, które nam podlegają - powiedział rzecznik prokuratury apelacyjnej Zbigniew Jaskólski. Jak wyjaśnił, chodzi o to, by w związku z tym że sprawa dotyczy śledztwa prowadzonego przez jedną z warszawskich prokuratur okręgowych, nie pojawiły się zarzuty stronniczości. Prokuratura: Przeciek nie od nas Rzeczniczka praskiej prokuratury Renata Mazur zaprzeczyła, by przeciek mógł mieć związek z praską prokuraturą. Zaznaczyła również, że nie było zgody prokuratora na udostępnienie i publikację tych materiałów. - W prokuraturze kontakt z tymi materiałami miało tylko czterech prokuratorów - prokurator okręgowy, jego zastępca, referent i naczelnik wydziału - powiedziała. Dodała, że jeszcze w styczniu (26 - red.) prokuratorzy przekazali materiały dotyczące śledztwa - w tym zeznania Sobiesiaka - sejmowej komisji śledczej wyjaśniającej tzw. aferę hazardową. Protokół miał adnotację, że materiały są udostępniane do użytku wewnętrznego komisji, czyli mogą się z nimi zapoznać jedynie członkowie komisji (art. 156 Kodeksu postępowania karnego - red.). - Brak jest jakichkolwiek podstaw do twierdzenia, iż do ujawnienia protokołu doszło w naszej jednostce. Fakt opublikowania fragmentów protokołu przesłuchania świadka stanowi naruszenie tajemnicy śledztwa i sprawa musi być wyjaśniona - podkreśliła Mazur. Dodała, że praska prokuratura zwróciła się o wyznaczenie innej jednostki w celu przeprowadzenia śledztwa, bo nie chce by zarzucano jej brak bezstronności. Informacje przekazali członkowie komisji? Wcześniej serwis tvp.info poinformował, że z członków komisji hazardowej tylko Zbigniew Wassermann i Bartosz Arłukowicz przeglądali protokół z przesłuchań Sobiesiaka. Dostęp do protokołu przesłuchania biznesmena miało także czterech asystentów członków komisji. Sobiesiak zeznawał w innym śledztwie związanym z tzw. aferą hazardową a dotyczącym przecieku do "Rzeczpospolitej" stenogramów z podsłuchów CBA. Z materiałów tych wynikało, że w tej sprawie lobbowali czołowi politycy PO: ówczesny szef klubu tej partii Zbigniew Chlebowski i ówczesny minister sportu Mirosław Drzewiecki. Co zeznał Sobiesiak? Sobotnia "Rzeczpospolita" ujawniła fragmenty zeznań, które Sobiesiak złożył 6 stycznia w warszawskiej prokuraturze okręgowej. Gazeta zwróciła uwagę, że w kilku miejscach jego wyjaśnienia różnią się od zeznań złożonych przez polityków PO przed komisją hazardową. Według "Rz", to Marcin Rosół, szef gabinetu ministra sportu Mirosława Drzewieckiego, wyłania się z zeznań Sobiesiaka jako możliwe źródło przecieku o akcji CBA. Miało się to stać podczas spotkania Rosoła z córką biznesmena Magdaleną Sobiesiak w czasie, gdy ojciec załatwiał jej pracę w Totalizatorze Sportowym. Jak podał dziennik, Sobiesiak zeznał: "w czasie spotkania w sierpniu 2009 Marcin Rosół, z tego, co mówiła córka, zasugerował jej, że ponieważ są donosy na twojego tatusia, to lepiej, żeby nie startowała (...) Córka powiedziała, że poinformował ją, że są donosy na mnie". Gazeta twierdzi, że chodzi o spotkanie w "Pędzącym króliku" w sierpniu ub.r. "Rz" napisała także, że biznesmen powiedział prokuratorom: "nawet jeszcze przed spotkaniem z córką używałem stwierdzeń, że jestem podsłuchiwany, wymieniałem też nazwy KGB, CBA czy wręcz wyłączałem telefon" oraz, że o akcji CBA dowiedział się 1 października "z telewizji i prasy". Sobiesiak miał też zeznać: "Drzewiecki, Chlebowski i Schetyna byli moimi kolegami, znam Drzewieckiego i Schetynę od około 20 lat". Tymczasem Schetyna powiedział przed komisją, że zna się z Sobiesiakiem od lata 2003 r., Drzewiecki zeznał, że poznał Sobiesiaka ponad 10 lat temu, z kolei Chlebowski mówił o czterech czy pięciu latach znajomości. Szef klubu PO Grzegorz Schetyna, komentując w sobotę w TVN24 publikację "Rz", podkreślił, że podtrzymuje to co powiedział podczas posiedzenia komisji śledczej.