Jak twierdzi biuro premiera na Downing Street, Johnson znalazł się w szpitalu, ponieważ zalecił mu to jego lekarz. Jest tam badany dla zachowania ostrożności, ponieważ temperatura ciągle nie spada po stwierdzeniu choroby. Jego rzecznik stwierdził, że premier znajduje się cały czas "pod obserwacją", odmówił jednak odpowiedzi na pytanie, czy zdiagnozowano u niego zapalenie płuc. Podkreślił jednak, że Boris Johnson był "w dobrym nastroju" i miał kontakt z najbliższymi współpracownikami. Ta Twitterze Johnson napisał: "Ostatniej nocy, za radą lekarza, pojechałem do szpitala na rutynowe badania, ponieważ wciąż mam objawy koronawirusa. Jestem jednak dobrej myśli i cały czas w kontakcie ze współpracownikami, aby pokonać wirusa i zapewnić wszystkim bezpieczeństwo". Podziękował też "całej wspaniałej załodze szpitala", która się nim zajmuje, ale też innymi, "w tym trudnym czasie". "Jesteście tym, co Wielka Brytania ma najlepszego". Przypomnijmy, że premier pojechał do szpitala w niedzielę, ale nie karetką, ale samochodem rządowym. Stało się to krótko po tym, jak królowa Elżbieta II zwróciła się do narodu brytyjskiego z orędziem, bardzo rzadkim w czasie swojego dotychczasowego panowania. "The Times" ujawnił w poniedziałek, że Johnsonowi po przybyciu do szpitala podano tlen. Zarazem gazeta potwierdziła też, że nie było to nagłe wezwanie. Media spekulują nawet, że jeszcze w poniedziałek Johnson powinien wrócić na Downing Street, gdzie przebywał ostatnio w odosobnieniu. Podczas gdy Johnson przebywał w szpitalu pracom rządu przewodniczył Dominic Raab, minister spraw zagranicznych. Zarażona koronawirusm została również partnerka Johnsona Carrie Symonds, która jest w ciąży. "Ostatni tydzień spędziłam w łóżku z objawami koronawirusa. Nie musiałam nawet robić testów", dodała jednak, że "czuje się już lepiej" i "wraca do zdrowia". Partnerka premiera miała zarazić się od niego podczas wspólnego odosobnienia na Downing Street.