Czy Polska jest jednym z najbardziej niebezpiecznych krajów w Europie, w którym szaleje przestępczość? - pyta tygodnik. I podaje dane CBOS, według których zaledwie 42 proc. Polaków postrzega swój kraj jako bezpieczny. Jednak - jak mówi "Wprost" karnista, prof. Marian Filar - nie jest prawdą, że w Polsce żyje się niebezpiecznie jak w westernie, że nie ma władzy prawa ani władzy Boga. Liczba przestępstw wciąż u nas maleje, w przeciwieństwie do krajów zachodnich, gdzie rośnie ona systematycznie. Na przykład, jak pisze "Wprost", we Frankfurcie nad Menem, niemieckim mieście o największej przestępczości, w 2004 roku na 100 tys. mieszkańców zarejestrowano 18 358 przestępstw. Na tym tle 7 063 przestępstwa w Katowicach, będących najbardziej niebezpiecznym miastem w Polsce wypadają całkiem nieźle. W Polsce poziom poczucia zagrożenia nie jest adekwatny do zagrożenia rzeczywistego. Podczas gdy większość Polaków postrzega cały kraj jako niebezpieczny, zdecydowana mniejszość ma takie zdanie na temat swego najbliższego otoczenia. Jak pisze "Wprost", lęk przed przestępczością w Polsce można tłumaczyć także tym, że coraz więcej posiadamy, boimy się więc to stracić. Najgorsza sytuacja jest na Śląsku, gdzie w społeczeństwie III RP nastąpiło "tąpnięcie": wzrosło bezrobocie, ludzie stracili swoją dotychczasową pozycję, spadła rola ojca w rodzinie itd. To wszystko sprzyja wzrostowi liczby czynów karalnych. Z zestawienia "Wprost" wynika też, że poziom przestępczości generalnie najwyższy jest na zachodzie, a najniższy na wschodzie kraju. Dzieje się tak - tłumaczy tygodnik - ponieważ to właśnie na wschodzie trwalsze są tradycyjne wartości.