Gdy w banku centralnym niemal jednocześnie składa dymisje dwóch wiceprezesów, nie jest to normalne. A tak właśnie stało się na początku roku w Narodowym Banku Polskim. Najpierw odszedł Krzysztof Rybiński, podając - według opinii ekspertów - niezbyt przekonujące wyjaśnienia. Bardziej - o wiele bardziej - rozmowny był Jerzy Pruski, wcześniej bliski współpracownik poprzedniego szefa NBP - Leszka Balcerowicza. Jak wyjaśnił Pruski, odszedł w proteście przeciw ograniczaniu jego kompetencji i powierzaniu innym członkom zarządu NBP zadań, za które odpowiadał właśnie on. Niezwykłe jest, gdy w banku centralnym pusty stoi fotel po wiceprezesie. A jeszcze bardziej niezwykłe - a tak stało się w tym wypadku - puste są dwa fotele. Zdaniem wielu ekspertów kompromituje to szefa NBP. Ale zdaniem tych samych ekspertów, odejście - z hukiem - Jerzego Pruskiego i zarzuty, jakie publicznie postawił, kompromitują obydwu dżentelmenów w równym stopniu. Wiceprezesa: bo odszedł z hukiem, a jego szefa, bo sprowokował to, a co najmniej do tego dopuścił. Wziął bank Oprócz image obu panów, ucierpiał sam bank i jego stabilność. Co do image prezesa: dla środowiska bankowców to żadna nowość. Od pierwszego dnia urzędowania w NBP 44-letni dziś Sławomir Skrzypek był uważany za postać, lekko mówiąc, kontrowersyjną. Po pierwsze dlatego, że jak często się podkreśla, choć skończył sporo szkoleń i szkół (....), nie otrzymał gruntownego wykształcenia ekonomicznego. Po drugie dlatego, że nie ma nawet doktoratu, tak jak jego poprzednicy. Po trzecie dlatego że jego wybór - został, jak nigdy wcześniej w Polsce - upolityczniony. - Do dziś nie znamy powodów mianowania Sławomira Skrzypka na szefa najważniejszej dla stabilności pieniądza instytucji w Polsce - grzmiał po niedawnym przesileniu Witold Gadomski, publicysta ekonomiczny "GW". Tymczasem powód mianowania jest prosty: Sławomir Skrzypek przez wiele lat był bliskim współpracownikiem Lecha i Jarosława Kaczyńskich. I prezydent, i były premier, mają do niego zaufanie, jak mało do kogo. PiS sporo zrobił (czyli oddał ówczesnym koalicjantom - Samoobronie i LPR), żeby to właśnie, jak mówiono, wziął bank.