Z demokracją w III RP ciągle jest źle - realną władzę sprawuje sejmokracja, mediokracja i plutokracja, bardzo rozpanoszyło się kolesiostwo i meritokracja. Zwłaszcza to ostatnie zjawisko importowane z Ameryki (przydzielanie stanowisk za zasługi dla partii politycznych) sprawia, że niekompetentnych polityków na państwowych posadach i biznesmenów robiących kokosy na "współpracy" z rządem mamy coraz więcej. Jest gorzej, a miało być lepiej, tylko niepoprawni zwolennicy PO i PSL mogą tego nie zauważać. Albo demokracja, albo duże kanty małych polityków Małe kanty i szachrajstwa "zasłużonych" kolesiów i małych polityków na wysokich stanowiskach upowszechniły się w III RP, stanowią nie tylko poważny uszczerbek dla państwowej kasy, ale przyczynę stresu obywateli. Szczytem bezczelności można nazwać wystąpienie wicepremiera na konferencji prasowej, który swoją smykałkę do robienia interesów z instytucjami dotowanymi przez państwo reklamował jako przykład godny naśladowania. Czy lepsi od niego są ci, co nic nie robią, albo tacy, którzy nie mają mamy? - pytał retorycznie Waldemar Pawlak. Taktyka lidera PSL stosowana jest przez wielu polityków ze wszystkich ugrupowań, którzy usprawiedliwiają się podobnie - oni tylko wykorzystują możliwości, jakie zapewnia im państwo i samorządy (czytaj kolesie i ułomne prawo). Tak właśnie tłumaczył się senator PO Tomasz Misiak, żerujący na nieszczęściu bezrobotnych stoczniowców zanim "honorowo" zrezygnował z członkostwa w klubie PO. Misiaka z honorami jako "zdolnego i kompetentnego senatora" pożegnał szef klubu, poseł Chlebowski. Jeśli jednak senator zabrał rządowym samolotem do Arabii Saudyjskiej narzeczoną i pokazywał się tam publicznie z wydekoltowaną partnerką, to chyba jest przygłupem, który ośmieszył nas i zdenerwował gospodarzy. Jeśli jego szef o tym nie wiedział i tego nie rozumie, to zapewne sam jest tępy i niekompetentny, co skłania do podejrzeń, że w klubie PO "zdolnych" Misiaków, Nitrasów, Palikotów i im podobnych jest dużo. Czy Waldemar Pawlak, koalicyjny koleś Donalda Tuska, jest niezatapialny, bo tego wymaga partyjny interes PO, jeszcze nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że poprzedni premier, poprzedniego watażkę polskiej wsi Andrzeja Leppera, właśnie za prywatę usunął z rządu z hukiem. Wiadomo też, że pomimo błędów i wypaczeń poprzedni rząd miał zasługi w walce z korupcją i nadużyciami władzy przez polityków. Obecnie na podobne działania rządu doczekać się nie możemy, chociaż bulwersujących afer jest więcej. Chyba dlatego, że PO to spadkobierca Kongresu Liberalno-Demokratycznego i z PSL rozumie się bez słów, a nawet bez kiełbasy i wódki zalecanej na koalicyjne narady przez biesiadnego błazna PO. Obecne PSL nie skupia najlepszych synów polskiej wsi, a raczej bękartów byłego ZSL - przybudówki PZPR uwłaszczonej na PRL-owskim majątku. Ponieważ wówczas władza miała zawsze rację, Pawlak nawiązuje do tamtej tradycji i mówi wprost, że niczego się nie boi, choć jego manipulowanie opinią publiczną jest nader oczywiste. Obrotny minister gospodarki na wspomnianej konferencji zanegował podstawową zasadę wolnorynkowej gospodarki - otwarte przetargi dla wykonawców i dostawców. Nieco później usłyszeliśmy, że jednak wybierał... najlepsze oferty. Właśnie na takich pozorowanych przetargach korupcja kwitnie jak Polska długa i szeroka. Wystarczy przecież, że jakiś koleś "załatwi sobie" u kolesia kontrakt i dostarczy od dwóch innych kolesiów dwie gorsze oferty, a transakcja w świetle dokumentów jest nie do podważenia. Jakie media, taka świadomość obywatelska Łatwo zauważyć, że sensacyjne afery i skandale z udziałem polityków sprzedawane są opinii publicznej przez komercyjne media z myślą o powiększeniu nakładów gazet i zwiększeniu oglądalności programów, a więc z myślą o zyskach z reklam i prywatnych interesach właścicieli mediów. Nawet jeśli zaangażowanie w poszukiwanie prawdy stanowi główny motyw dziennikarskiej pracy, to jej produkt najczęściej dociera do opinii publicznej jako towar nadawcy lub wydawcy. I to sprawia, że ludzie mediom nie wierzą. Czują się też bezradni, pozbawieni jakiegokolwiek wpływu na działania posłów i samorządowców, których sami wybrali. Gdyby media mainstreamu z uporem, konsekwentnie drążyły przypadki przekrętów, machlojek i kantów z udziałem polityków, gdyby społeczeństwo poznało bliżej mechanizmy korupcji i było na bieżąco informowane o korupcjogennych ustawach przygotowywanych przez polityków-biznesmenów to z pewnością wzrosłaby świadomość obywatelska i powszechne potępienie prywaty uprawianej przez wybrańców narodu.