Zmiany prawa - zwłaszcza tropienie biurokratycznych absurdów - skupiają na sobie największą uwagę polityków, czego przykładem pozostaje działalność sejmowej komisji kontrowersyjnego Janusza Palikota. Jednak bulwersujące opinię publiczną sprawy wynikają z ostentacyjnego lekceważenia lub selektywnego stosowania istniejących przepisów. Nie tyle prawo jest złe, co urzędnicy nim się nie przejmują. Rzecz nie w tym, żeby prawo zaostrzyć lub liberalizować, lecz je wykonywać. - Przepisy istnieją, możliwości też - nie ma wątpliwości znany warszawski adwokat Grzegorz Rybicki: - To kwestia egzekucji prawa i skuteczności wymiaru sprawiedliwości. Również odwagi osób, które są ofiarami tych zjawisk, by śmiało występowały. Jednak ich odwaga wiąże się zawsze z przekonaniem, że gdy ofiara złoży zawiadomienie, będzie chroniona, zaś postępowanie prowadzone rzetelnie. Surowi wobec filantropa, wyrozumiali dla przestępców Chociaż w polskim ustawodawstwie nie brak paragrafów, dotyczących ścigania kidnappingu (samo zjawisko nie jest nowe, wystarczy przypomnieć porwanie i zabójstwo Bohdana Piaseckiego w 1957 r), w sprawie uprowadzenia Krzysztofa Olewnika naruszono wszelkie możliwe normy, z tajemnicą państwową i bankową włącznie (gangsterzy znali aktualne wyciągi bankowe z konta ojca ofiary), zaś zwyczajni obywatele, nie znajdując pomocy u państwowych instytucji znaleźli się pod presją wszelkiego rodzaju naciągaczy (od samozwańczych detektywów po jasnowidzów). Niedbalstwo, naruszanie tajemnic śledztwa i lekceważenie dowodów rzeczowych przyczyniło się w oczywisty sposób do śmierci porwanego. Aparat państwowy wykazał się bezprzykładną indolencją. Długo nie reagował również w sprawie molestowania seksualnego urzędniczek w olsztyńskim ratuszu. Bohater seksafery prezydent miasta Jerzy Małkowski w latach 70. był sekretarzem komitetu gminnego PZPR w mazurskim Wielbarku. W latach 90. dyrektorował w Olsztynie okręgowemu Urzędowi Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Do prezydenckiego fotela doszedł dzięki związkom z SLD, z którego wystąpił w 2005 r. Podobnie jak w sprawie Olewnika, jego działania tuszował przez lata lokalny, wielobarwny układ biznesowo-polityczny. Gdy już po postawieniu zarzutów w olsztyńskich kościołach odprawiano msze w intencji prezydenta miasta, internauci na forach komentowali dosadnie, że lokalni notable modlą się, aby upadły kacyk ich nie wsypał... - Prezydent reprezentował realną władzę, z którą każdy musiał się liczyć - zauważa mecenas Rybicki. Ocenia, że nie przypadkiem obie sprawy rozegrały się w mniejszych ośrodkach. - Charakterystyczna słabość państwa przejawia się w zmniejszonej kontroli w tych miejscowościach. Państwo nie jest w stanie zapobiec patologiom tam gdzie wszyscy się znają, tworzy się splot zależności i układów koleżeńskich, grupy wzajemnie się wspierają, a w sądach i prokuraturze dochodzi do zacierania śladów - podkreśla mec. Rybicki. - Dla mnie obie sprawy są inne - ocenia mec. Aleksander Pociej: - Jeśli rzeczywiście w sprawie Olewnika doszło do współpracy policjantów z gangsterami, to włos się jeży. Jeśli był układ i sugestie, by sprawy dalej nie prowadzić, to żadna zmiana przepisów nie pomoże. W sprawie olsztyńskiej, jeśli przestępstwo było zgłaszane wielokrotnie przez różne osoby, co ogranicza możliwość pomówienia, istniejące procedury powinny wystarczyć.