Toruński cyklista, który potrącił starszą kobietę (zmarła w wyniku odniesionych urazów) nie zauważył 82-latki, bo sprawdzał w swoim telefonie komórkowym, kto do niego dzwonił. Sąd skazał go na dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat. Prawo... Prawo, po ostatniej nowelizacji kodeksu drogowego, mówi tak: rowerzysta może wjeżdżać na chodnik w trzech - i tylko w trzech - przypadkach: gdy prędkość dozwolona na jezdni obok wynosi ponad 50 km/h, a chodnik ma co najmniej 2 m szerokości; gdy opiekuje się dzieckiem w wieku do 10 lat (np. wiezie je w foteliku) i gdy pogoda zagraża jego bezpieczeństwu na jezdni (pada śnieg, wieje silny wiatr, jest ulewa lub gołoledź). Kiedy żadna z tych okoliczności nie występuje, cyklista, który jedzie trotuarem, popełnia wykroczenie. Za złamanie przepisów grozi mandat, którego wysokość została zapisana w taryfikatorze. I to jest chyba jedyny dowód na jego istnienie, bo ani policjanci, ani strażnicy miejscy nie kwapią się, by łamiącym prawo rowerzystom mandaty wypisywać. W policyjnych statystykach pozycja "mandaty nałożone na rowerzystów za jazdę po chodniku" nie figuruje. Posłowie przy okazji prac nad zmianą prawa drogowego oszacowali, że w ciągu kilku lat wymierzono najwyżej pół tysiąca owych kar. ...i życie A skoro, mimo zakazu, rowerzyści śmigają coraz śmielej po chodnikach (o rozjeżdżaniu pieszych na pasach nawet nie warto wspominać) w dowolnych konfiguracjach - pojedynczo, parami i całymi rodzinami, jeden za drugim lub jeden obok drugiego - to albo prawo należy zmienić, albo nie udawać, że istnieje, lecz zacząć je egzekwować. Nic bowiem tak nie demoralizuje jak powszechne przyzwolenie na jego łamanie. Także, a nawet przede wszystkim, przez służby do tego powołane. Dlaczego cykliści jeżdżą po chodnikach, czasami zamieniając je w trasy wyścigowe? Bo nie ma ścieżek rowerowych - tłumaczą. Istotnie, dróg dla rowerów jest mało, w dodatku bardzo często niespodziewanie się urywają. Bywa, że ścieżka zmusza rowerzystę do slalomu z przeszkodami (np. z powodu umieszczonych na niej latarni). Na jezdni jest niebezpiecznie - to druga odpowiedź. Rzeczywiście, tam rowerzysta jest najsłabszy, ostatni w kolejce dziobania. W zderzeniu z samochodem, bardzo często mknącym z prędkością wyższą niż dozwolona, nie ma szans. Na chodniku jest inaczej. Mimo powtarzanej jak mantra np. przez policję frazy "rowerzysta musi pamiętać, że na chodniku jest gościem, musi jechać powoli i ustępować pierwszeństwa pieszym", ci ostatni wcale się gospodarzami trotuaru nie czują. Przeciwnie, jako jednostki słabsze, czują się zagrożeni. Chodnik, miejsce niebezpieczne Zresztą i dla rowerzystów chodnik bywa niebezpieczny. Przy chodniku z reguły są domy, a z nich w każdej chwili może nie tylko wyjść pieszy, ale i samochód wyjechać. Chodniki zakręcają i nie sposób przewidzieć, co się czai za rogiem. Nigdy też nie wiadomo, co za chwilę zrobi wałęsający się po trotuarze obywatel, który, w odróżnieniu od pojazdów, nie ma obowiązku sygnalizować swoich zamiarów. Może niespodziewanie się zatrzymać, by poprawić sznurowadło czy zerknąć na wystawę lub skręcić i zacząć maszerować w drugą stronę. I nie można przewidzieć, gdzie przestraszony uskoczy, gdy za plecami usłyszy nagle rowerowy dzwonek. Nie jest więc tak, jak pisze jeden z internautów, że "mijanie pieszych wymaga mniej koncentracji i stresu niż uważanie na samochody". Obowiązek posiadania karty rowerowej dawno schowano do lamusa i jest taka grupa cyklistów, która przepisów zwyczajnie nie zna. A jeśli do tego z dyskusji o większych prawach dla rowerzystów, jakie dał im znowelizowany kodeks drogowy, zostało im w głowach tylko to, że można jeździć po chodniku, to już niedługo może się okazać, że dla pieszych zostaną tylko tunele. Jeśli, naturalnie, sami je wydrążą. Ewa Zarzycka