Gdy w samo południe 25 czerwca 1976 r, w punkcie kulminacyjnym wydarzeń radomskich, zniecierpliwieni daremnym oczekiwaniem na odpowiedź z Warszawy robotnicy wkroczyli do Komitetu Wojewódzkiego PZPR - w partyjnym bufecie odnaleźli stosy luksusowych wędlin, których brakowało w sklepach. Stało się to symbolem przepaści między władzą a obywatelami i bezpośrednim powodem podpalenia komitetu. Właśnie sytuacją na rynku żywności rządzący uzasadniali bowiem drastyczne podwyżki. Czerwiec - choć nie sformułowano politycznych postulatów - nie był tylko "protestem o kotleta". Robotnicy po czasach atomizacji, wymuszonej przez propagandę "jedności moralno-politycznej narodu" zobaczyli, że mogą być razem. Później zaowocowało to Sierpniem. Jeden dzień na konsultacje Impuls do protestów dała paradoksalnie sama władza, łamiąc niepisaną, choć obowiązującą od Grudnia '70 zasadę, że nie podnosi cen podstawowych artykułów żywnościowych. W wystąpieniu telewizyjnym z 24 czerwca 1976 r. premier Piotr Jaroszewicz ogłosił drastyczne podwyżki (cen mięsa i wędlin o 69 proc, zaś cukru nawet o 100 proc), które oznaczały przerzucanie na społeczeństwo kosztów niepowodzeń gospodarczych rządzącej ekipy. Jak zauważa Andrzej Paczkowski w książce "Pół wieku dziejów Polski 1939-1989": "nadanie tej podwyżce sankcji decyzji parlamentarnej było oczywistym dowodem niepewności władzy, a także chęci rozłożenia odpowiedzialności. Starano się nie popełnić błędu [Władysława] Gomułki z grudnia 1970 uznając, że projekt - przyjęty zresztą przez niedawno wybrany sejm jednogłośnie - ma być poddany . Zostawiono na nią jeden dzień, co oznaczało, że manewr ten miał charakter propagandowy - wszakże społeczeństwo potraktowało sprawę serio". Płonący komitet i ścieżki zdrowia Już następnego dnia w ursuskiej fabryce traktorów zastrajkowało kilkanaście tysięcy robotników. Gdy nie spełniono ich żądań, żeby najwyższe władze przyjechały do zakładu - wyszli z fabryki i zablokowali tranzytową linię kolejową. Znaleźli jedyny sposób, aby powiadomić resztę kraju o proteście, ponieważ milicja odcięła połączenia telefoniczne z Ursusem. Rachuby na powszechny strajk nie okazały się fantazją. Dane o poziomie poboru mocy i energii 25 czerwca 1976 r. wykazały, że tego dnia praktycznie nikt w Polsce nie pracował. W odróżnieniu jednak od lata 1980 r. - robotnicy nie wiedzieli jeszcze o sobie nawzajem. Skala oporu niewątpliwie jednak zaskoczyła władzę. W Ursusie milicja zaatakowała protestujących dopiero wówczas, gdy wieczorem rozchodzili się do domów. Po użyciu pałek, gazów łzawiących i petard zatrzymano 300 osób. Wyłapywano przypadkowych przechodniów, żeby zastraszyć zbuntowane osiedle robotnicze.