Z każdym rokiem przekonujemy się, jak bardzo mylą się ci, którzy naiwnie wierzą, że Rosja jest państwem w pełni demokratycznym, w którym elity władzy, machina urzędowo-administracyjna i społeczeństwo wyzbyły się dawnych mocarstwowych i władczych zapędów wobec innych państw regionu. Za upudrowaną demokratycznym tuszem fasadą dzisiejszej Rosji czai się bowiem silna miłość do tradycji imperialistycznych i dyktatorskich. I nie wystarczy tłumaczyć tego porywczym, trudnym charakterem Rosji... Tu sprawa jest coraz poważniejsza. Nie roszcząc sobie prawa do analizowania całokształtu rosyjskiej polityki zagranicznej i wewnętrznej, można wszelako tylko z części działań Rosji wobec najbliższych zachodnich sąsiadów wyciągnąć wniosek, że Rosja nie chce przyznać, czym naprawdę był Związek Radziecki. Po upływie 62 lat od zakończenia II wojny światowej i ponad 15 lat od upadku Kraju Rad, znacznie słabsza niż kiedyś Rosja stara się nadal dyktować swym dawnym republikom oraz krajom dawnego bloku socjalistycznego - dziś niepodległym państwom - jak powinny postępować. ZSRR - Reaktywacja Z próbką tego dyktatu mieliśmy ostatnio do czynienia podczas uroczystego Dnia Zwycięstwa, obchodzonego w Rosji 9 maja, na pamiątkę zakończenia "wielkiej wojny ojczyźnianej", jak określa się tam II wojnę światową i zwycięstwo nad hitleryzmem. Wysiłek polityków rosyjskich tego dnia skupił się przede wszystkim na potępieniu "niektórych nowych państw Unii Europejskiej", które - zdaniem Rosji - "obrażają pamięć naszych bohaterskich żołnierzy". W tych z pozoru tylko mało istotnych, dyplomatycznych wyrażeniach kryje się cała prawda o współczesnej rosyjskiej propagandzie. Rosja nadal chce i a innym każe wierzyć, że jej Armia Czerwona była mesjańskim legionem, który wyzwolił Europę z hitlerowskiej okupacji. O tym, jakie skutki na całe półwiecze przyniosło owo przymusowe "wyzwolenie", Rosjanie wolą już nie wspominać. Nie pamięta się więc o tysiącach polskich patriotów, którzy ginęli w trakcie "wyzwalania" z rąk czerwonoarmistów i funkcjonariuszy NKWD, o gwałtach i grabieżach na ludności polskiej w latach 1944-45, wreszcie - o strasznej w skutkach okupacji sowieckiej w marionetkowych reżimach Europy środkowej. Takie obiektywne oceny historyczne stają się coraz częściej niepoprawne polityczne już nie tylko w Moskwie, ale także na salonach europejskich. Słowa o "obrazie bohaterskich żołnierzy radzieckich" nie padały wyłącznie z ust prezydenta Putina - wygłosił je także patriarcha Moskwy i Wszechrusi, Aleksy II, znany m.in. ze swej niechęci do Papieża Polaka. Czas zakłamania Nietrudno było zrozumieć, że wywody te były nader wyraźną aluzją do zajść w nocy z 26 na 27 kwietnia w estońskim Tallinie, kiedy to z głównej ulicy miasta usunięto pomnik żołnierzy radzieckich i przeniesiono go w inne miejsce, co rozpętało zamieszki mniejszości rosyjskiej z policją tego nadbałtyckiego kraju. Jednak gromy padające ze strony Kremla nie odnosiły się wyłącznie do Estonii. Solą w oku rosyjskich władz cały czas pozostaje też niesforny "Nadwislanskij Kraj", wolna i niepodległa Rzeczpospolita! Jej postawa jest dla rosyjskiego prezydenta i oddanych mu elit rządzących tym bardziej drażniąca, że także w Polsce planuje się akcję usuwania "pomników i innych obiektów upamiętniających ideologię komunistyczną i nazistowską" lub "będących świadectwem wrogiej okupacji". Trudno wierzyć w zapewnienia, że w Rosji nie odradza się imperializm, który już dziś próbuje agresywnie ideologizować politykę międzynarodową i na nowo pisać historię sąsiednich państw, które rzekomo zbawiła Armia Czerwona.