Piłsudski nazwał kiedyś przewrót majowy rewolucją bez rewolucji, rozumiejąc przez to, że doszedł do władzy drogą rewolucyjną, a po jej zdobyciu zachował wszystkie dotychczasowe instytucje. Nie rozpędził, wbrew powszechnym oczekiwaniom, parlamentu, uznał też niezawisłość władzy sądowniczej. Obie te władze zamierzał wszakże sobie podporządkować. To przecież w jego rękach były wszystkie najważniejsze decyzje polityczne. Zgodnie z konstytucją, po złożeniu przez prezydenta Stanisława Wojciechowskiego dymisji, jego obowiązki przejął marszałek sejmu Maciej Rataj. Powołał rząd pod prezesurą Kazimierza Bartla z Piłsudskim jako ministrem spraw wojskowych. Odbyło się to w symptomatycznych okolicznościach. Otóż gdy Rataj wrócił z Wilanowa do Warszawy z dymisją Wojciechowskiego, Piłsudski poszedł już spać. Mowy nie było, by go budzić. Rataj spędził więc czas z Bartlem, którego znał od dawna. Wyjaśniał mu, dlaczego nie powoła go na stanowisko premiera. Bartel musiał się nieźle bawić, bo już od dawna wiedział, ale nie mógł tego ujawnić Ratajowi, że stanie na czele gabinetu. I rzeczywiście, gdy Piłsudski się obudził, podyktował Ratajowi skład rządu z Bartlem na czele. Otwarty pozostawał problem wyboru prezydenta. 29 maja Bartel zwołał zebranie przedstawicieli stronnictw parlamentarnych dla wysłuchania opinii Piłsudskiego w tej kwestii. Tylko endecy zbojkotowali spotkanie. Piłsudski oświadczył, że nie będzie dyskutować o wypadkach majowych. - Warunki tak się ułożyły - mówił Piłsudski - że mogłem nie dopuścić was do sali Zgromadzenia Narodowego, kpiąc z was wszystkich, ale czynię próbę, czy można jeszcze w Polsce rządzić bez bata?. Parlament, zdaniem Marszałka, powinien odpocząć, aby rząd mógł rządzić. Przemówienie było brutalne, a dodatkowym upokorzeniem było to, że nie przewidziano dyskusji. Tekst opublikowany został w przeddzień wyboru prezydenta.