W Holandii mieszka ponad 15 mln ludzi, średnio 452 osoby na kilometr kwadratowy, co czyni z niej jeden z najgęściej zaludnionych krajów na świecie. Zmiany klimatyczne powodują, że wzrasta tam niebezpieczeństwo katastrofalnej powodzi podobnej do tej, która dwa lata temu spustoszyła Nowy Orlean. Klimatolodzy przewidują, że podniesie się poziom Morza Północnego, a opady mogą być w Holandii o 25 proc. wyższe niż obecnie. Holendrzy nie mają innego wyboru jak nadal korzystać z zagrożonych powodziami terenów. Trzeba bowiem znaleźć miejsce na nowe domy, fabryki i szklarnie. Zmienia się jednak podejście do zagrożenia żywiołem. Po wiekach budowania coraz wyższych tam Holendrzy uświadomili sobie w końcu, że ta strategia nie może chronić ich w nieskończoność. Zamiast podnoszenia zapór i usprawniania systemów wypompowujących wodę z polderów, postanowili więc stworzyć infrastrukturę, która wytrzyma skutki kontrolowanej powodzi. W ciągu 50 lat w ramach programu Przestrzeń dla Rzeki około 500 ha polderów trzeba przygotować do przyjęcia fali powodziowej z Renu i Mozeli - dwóch największych przepływających przez Holandię rzek, których ujścia znajdują się w tym kraju, ale niosą wody także z Austrii, Francji i Niemiec. Bezpośrednią przyczyną podjęcia tej decyzji była wielka powódź z 1995 r., wywołana gwałtownym przyborem Renu i Mozeli. Groźba zalania wodą wielu hektarów wymaga jednak wcześniejszego przeniesienia z tych regionów ludzi, fabryk oraz gospodarstw rolnych, głównie szklarni. W październiku 2005 r. rząd podjął decyzję o utworzeniu pierwszych 15 stref przeznaczonych na tereny do gromadzenia wody w przypadku powodzi. Nie można już na tych terenach otrzymać zgody na budowę nowych obiektów, chyba że będą to konstrukcje pływające lub podnoszące się wraz z poziomem wody. Gabinet minister planowania przestrzennego Sybilli Dekker ogłosił konkurs dla inżynierów, urbanistów i architektów na projekty domów, zakładów pracy, parkingów i szklarni, które mogłyby być zaczątkiem miast na wodzie. Jedną z propozycji przygotował architekt Koen Olthuis, którego firma zaczęła się szybko rozwijać dopiero po tym, jak Holendrzy zobaczyli skutki huraganu Katrina w amerykańskiej Luizjanie. Proponuje on klientom domy-łodzie z górnym parkingiem dla samochodów i dolnym dla łodzi. Przedsiębiorstwo projektuje także wielopiętrowe biurowce budowane na pływających platformach, które będą zakotwiczone za pomocą stalowych lin. Poszczególne platformy można ze sobą łączyć jak klocki lego, tworząc większe osiedla mieszkaniowe, administracyjne czy nawet strefy przemysłowe. Pierwsze pływające miasto liczące 12 tys. domów, z kanałami zamiast ulic, może powstać niedługo w pobliżu amsterdamskiego lotniska Schiphol.