Idea zrodziła się przed 12 laty, gdy jesienią 1996 r. w podwarszawskiej Podkowie Leśnej spotkali się przedstawiciele ruchów opozycyjnych i dysydenckich europejskich krajów dawnego bloku radzieckiego. Planowano przygotowanie wydawnictwa w ciągu trzech lat, okazało się jednak, że prace trwały jedenaście. Koordynatorami byli Aleksander Daniel z moskiewskiego Memoriału i Zbigniew Gluza z warszawskiego Ośrodka Karta. W dwóch tomach, które liczą łącznie 1656 stron, zamieszczono 353 noty biograficzne ułożone według państw. Przy każdym państwie znajduje się, na ogół dość obszerne, wprowadzenie, kalendarium oraz glosariusz, czyli rodzaj słownika zawierający informacje o organizacjach, akcjach i wydarzeniach. To informacyjne opakowanie biogramów było bardzo dobrym pomysłem, lecz wymagało wiele dodatkowej pracy. Tym bardziej że inicjatorzy starali się, nie zawsze skutecznie, aby teksty poświęcone poszczególnym państwom przygotowywali tamtejsi historycy. Problem polegał na tym, że nie zawsze było do kogo się zwrócić. Od czasu upadku realnego socjalizmu w Europie mija już drugie dziesięciolecie, a są kraje, w których poświęcone tym problemom badania historyczne znajdują się w powijakach. Nie da się ich prowadzić bez pieniędzy, metodami chałupniczymi, siłami jedynie społecznymi. W państwach, w których istniały liczące się środowiska dysydenckie, postulaty dokumentowania niedawnej przeszłości znajdują społeczne poparcie, tam jednak, gdzie terror był tak brutalny i powszechny, że wypalał wszelkie próby już nawet nie działania, lecz choćby myślenia opozycyjnego, dominuje przede wszystkim chęć zapomnienia straszliwej przeszłości. Lektura tych dwóch tomów uzmysławia, jak zróżnicowana jest nasza wiedza o przeszłości realnego socjalizmu. Stosunkowo dużo wiemy o działalności opozycyjnej w NRD, Czechosłowacji, na Węgrzech i w Rosji. Z republik ZSRR jeszcze na Litwie i Ukrainie, ale już prawie nic, jeśli chodzi o inne republiki. Podobnie w Rumunii, Bułgarii, nie wspominając już o Albanii. Przez lata powiązana z Zachodem Jugosławia wydawała się państwem stosunkowo demokratycznym. Ale to właśnie Jugosławia rozpadając się spłynęła krwią. Największy problem mieli inicjatorzy "Słownika" z definicją dysydenta. Prof. Jerzy Kochanowski, redaktor obu tomów, zwraca uwagę, że "czymś innym był opór w Bułgarii, gdzie jako czyn opozycyjny zakwalifikowano zgodę na druk tomiku wierszy podejrzanego politycznie poety, czym innym w Polsce - gdzie od 1976 r. opozycja działała praktycznie jawnie, a po 1980 r. próbowała tworzyć struktury równoległe do państwowych. Zrozumiałe więc były zarówno przypadki poważnych wątpliwości, czy zgłoszona osoba rzeczywiście spełnia kryteria "dysydenctwa", jak kolejność skreślania zasłużonych opozycjonistów z listy znacznie przekraczającej limit przyznany danemu krajowi - czy w końcu - w wyjątkowych przypadkach - trudności w znalezieniu jakichkolwiek kandydatur w danym kraju (mimo, że wstępne rozpoznanie mówiło inaczej)".