Otóż szykując plan zmian w podatkach między innymi zapowiedziała ograniczenie starych i utrzymywanych przez kilka ustrojów ulg podatkowych dla twórców, naukowców i dziennikarzy (tzw. koszty uzysku, które uwzględniały fakt, że w budżetach tych środowisk i grupa zawodowych znaczną część stanowią wydatki ponoszone właśnie na uprawianie zawodu i twórczości). Tę ideę poparł mocno premier i została ona przyjęta przez rząd mimo oporu ministra Kazimierza Ujazdowskiego, któremu niejako resortowo wypadało ująć się za ludźmi kultury. Ale z tą ideą, oczywiście, nie zgodzili się sami twórcy, którzy mają poczucie wielkiej krzywdy i widzą, że program wyborczy PiS zaczyna bardzo mocno odstawać od zapowiadanego wsparcia dla nauki i sztuki. Jakoś dostali się do ucha i pałacu pana prezydenta i ? ku zdziwieniu wielu ? dostali poparcie. Tak, powiedział prezydent, profesor skądinąd, racja, wystąpię przeciw idei profesor Gilowskiej, czy to na posiedzeniu Rady Gabinetowej, czy nawet na drodze konstytucyjnej. I tak oto pani wicepremier została złapana na spalonym. Okazała się być ta niedobra, atakująca notabene interesy własnego środowiska akademickiego, ewoluująca w swoim myśleniu od jakiegoś liberalizmu i prawicy w kierunku demagogii i lewicy. A na jej tle dobrym okazał się pan prezydent, polityczna emanacja PiS. Wychodzi na to, że kiedyś największy mózg ekonomiczny Platformy Obywatelskiej działając w ramach rządu kierowanego przez PiS nadal zachowuje jakieś immanentne cechy tejże Platformy, partii ? wedle rządzących ? ?lumpenliberalnej? i w ogóle nie doważonej i niepoważnej. I obojętnie, czy teraz pani minister poda się do dymisji czy też nie, cel został osiągnięty. Po raz kolejny PO skompromitowana ? no bo wszystko zawsze idzie na jej konto, premier trochę bardziej potulny i ustawiony w szeregu (nie znając opinii prezydenta długo jeszcze stawał za Gilowską), a Lech Kaczyński chociażby na moment pogodzony z inteligencją. A jeśli trzeba będzie przyjąć tę dymisję to się ją przyjmie, wirówka kręci się dalej.