Oczywiście, przy okazji jak i z okazji tego święta pamięci zbiorowej zostaje przywrócona wiedza o Powstaniu, o jego ludziach, do tego, co już było znane i wiadome dochodzą następne świadectwa i fakty, jest szansa, by pokazać wielu uczestników tamtych wydarzeń, a o których nie za wiele wcześniej pisano. Doprawdy, w prasie nie brak fascynujących i wzruszających wspomnień i obrazków, a w księgarniach pojawiło się wiele publikacji wstrzelonych w rocznicę, specjalnie na tę okazję napisanych, także książeczek dla dzieci. To jest w porządku, jako historyk mogę się tylko cieszyć, że historia została tak mocno ożywiona i że jest zapewne społecznie przeżywana i że po raz kolejny została oddana cześć postawom bohaterskim i patriotycznym. Mam jednak niejaki kłopot z odpowiedzią na pytanie, co mianowicie dzisiaj obchodzimy i jakie wzorce świadomie czy może nieświadomie umieszczamy na naszych sztandarach. Czy może jednak nie brakuje nam przez cały ten czas rocznicowy prostych pytań o sens wybuchu tego Powstania, o wymiar strat, jakie ono za sobą pociągnęło? Niby te myśli, a nawet wątpliwości co do tego sensu są przecież zgłaszane, ale jakoś jednak zostały przytłumione przez obraz "ostatniego wielkiego polskiego zrywu romantycznego". I może warto zacytować słowa Jerzego Stefana Stawińskiego, podczas Powstania dowódcy kompanii w pułku "Baszta", pisarza i scenarzysty między innymi "Kanału": "Mój kolega, porucznik "Zbójnik" ruszył z podległą mu kompanią, mającą na krzyż trzy karabiny maszynowe i parę granatów, zdobywać Fort Mokotowski strzeżony przez świetnie uzbrojonych Niemców. Po pierwszej serii strzałów z Fortu kompanii "Zbójnika" już nie było. O tym też trzeba pamiętać, nie tylko o nadającym się do pięknych wspomnień bohaterstwie". To jest więc dzień, w którym pamięci powinno być kilka.