Pierwszym poważnym sprawdzianem dla stworzonej przez Napoleona Bonaparte Wielkiej Armii (siedem korpusów, każdy po trzy dywizje, kawaleria i gwardia wraz ze służbami pomocniczymi, łącznie ok. 150 tys. ludzi) stała się kampania austriacka 1805 r. Zakończona bitwą pod Austerlitz 2 grudnia 1805 r., ukazała niezwykłą sprawność bojową poszczególnych jednostek, ale nie dała Francji i jej cesarzowi wymarzonego dłuższego pokoju i pełnej dominacji nad Europą. Berlin, który nie zdążył wystąpić zbrojnie po stronie III koalicji antyfrancuskiej, postanowił samodzielnie spróbować szczęścia kilka miesięcy później. Wywodzący się z fryderycjańskiej szkoły wojennej generałowie pruscy z lekceważeniem wypowiadali się o francuskiej zbieraninie i jej wodzu, widząc w nim parweniusza i uzurpatora, którego należy nauczyć moresu. Dla Rosjan dzielona z Austriakami porażka pod Austerlitz stanowiła zbyt gorzką do przełknięcia pigułkę. Jeszcze bardziej upokarzająca okazała się napoleońska propaganda kpiąca z cara i godząca w honor jego armii. Ostatecznie doprowadziła do tego, że Aleksander I stał się śmiertelnym wrogiem cesarza Francuzów. Wojna z Francją wywołała w Prusach falę patriotycznego uniesienia. Przekonanie o niezwyciężoności własnej armii było tak wielkie, że nikt z poddanych Fryderyka Wilhelma III nie dopuszczał myśli o niepowodzeniu. Sen o potędze został rozwiany w ciągu niecałego tygodnia. 8 października 1806 r. korpusy francuskiej Wielkiej Armii przekroczyły granicę, a sześć dni później w bitwach pod Jeną i Auer-stadt Prusacy doznali największej klęski w swoich dziejach. Nim minął kolejny miesiąc, potężna do niedawna monarchia przestała w praktyce istnieć, tracąc największe twierdze i niemal całe terytorium. Lecz właśnie wówczas, gdy oddziały francuskie szły niepowstrzymanie na wschód, zbliżając się do linii Wisły "żołnierze Aleksandra zaczęli płynąć na zachód ze swoich bagien i stepów" - jak ujął to szkocki historyk Archibald Macdonell. Naprzeciw Wielkiej Armii podążały rosyjskie wojska generała Bennigsena, liczące ponad 62 tys. ludzi, a za nimi armia generała Boxhöwdena w sile ok. 50 tys. żołnierzy. Starcie dwóch największych europejskich potęg stało się nieuniknione. Twardzi Rosjanie We wspomnieniach poświęconych kampanii polskiej 1806/1807 r. niezmiennie pojawiają się dwa pojęcia: głód i błoto. W listopadzie rozpadały się ulewne deszcze. "Piechota przywiązywała sznurkami do nóg buty, aby nie pogubić ich w błocie, karabiny zaś miała na plecach, by obie ręce były wolne do wyciągania kolejno każdej nogi z lepkiej, błotnistej mazi" - pisał Macdonell. Najpopularniejszymi polskimi słowami, jakie poznali francuscy żołnierze, były "chleb" i "nie ma". Trudno się dziwić, że w tych warunkach mniej groźny wydawał się im przeciwnik zapamiętany spod Austerlitz, gdzie łatwo oddał pole.