Operacja "Lawina" to umowny kryptonim określający zorganizowaną przez funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i przeprowadzoną we wrześniu 1946 roku akcję zlikwidowania części oddziału NSZ dowodzonego przez kpt. Henryka Flame ps. "Bartek". Jej szczegóły zostały objęte specjalną klauzulą tajności, a biorącym w niej udział funkcjonariuszom zakazano rozmów na ten temat nawet we własnym gronie. Dzięki wprowadzonemu agentowi UB Henrykowi Wendrowskiemu ps. "Wichura", który występował jako kapitan "Lawina", udało się przekonać "Bartka" do przeniesienia się na Ziemie Zachodnie a następnie za granicę. Przerzut miał polegać nazna przetransportowaniu ok. 30- osobowych grup za pomocą podstawionych ciężarówek. Transporty miały zaplanowany jeden nocleg w wytypowanych miejscach na terenie Opolszczyzny. Tam w środku nocy specjalnie wyselekcjonowani funkcjonariusze UB, wspierani być może przez NKWD, atakowali i zabijali partyzantów. Dzięki zeznaniom funkcjonariusza UB Jana Zielińskiego znane są szczegóły likwidacji pierwszego transportu. Niczego nie spodziewający się partyzanci byli wcześniej "goszczeni" przez podstawioną obstawę kolacją i alkoholem nasączonym środkiem odurzającym. Następnie atakowano budynek, chwytając oszołomionych partyzantów, których rozbierano i zabijano strzałem w tył głowy. Po egzekucji nieokryte niczym ciała wrzucano do dwóch dołów wykopanych na terenie posiadłości będącej areną zbrodni. Dwa kolejne transporty miały zostać zlikwidowane w inny sposób - poprzez wysadzenie całych zaminowanych pomieszczeń. Dzięki zeznaniom mieszkańców wsi Barut, śledztwom prokuratorskim i badaniom prowadzonym przez Instytut Pamięci Narodowej udało się ustalić dokładnie miejsce, gdzie znalazł swój finał trzeci transport. Prowadzone tam prace archeologiczne przyniosły rezultaty w postaci odnalezionych fragmentów ludzkich kości oraz przedmiotów należących do partyzantów m.in. orzełka wojskowego i elementów oporządzenia brytyjskiego. Jednak miejsca, gdzie trafiły pierwszy i drugi transport ciągle stanowiły zagadkę. Od kilku lat poszukujemy rozwiązania, w ramach działań zespołu badawczego, który się przy tej sprawie wytworzył. Obecnie składają się na niego, obok osób związanych z Grupą Eksploracyjną Miesięcznika "Odkrywca", archeolog dr Paweł Konczewski, prokurator w stanie spoczynku Wiesław Nawrocki, badacz regionalnej historii Roman Piećko oraz przedstawiciele Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Nysie z zast. dyr. Instytutu Bezpieczeństwa Wewnętrznego PWSZ dr G. Kwaśniakiem na czele. Tajemnica śmierci żołnierzy NSZ z Podbeskidzia gościła wielokrotnie na łamach "Odkrywcy". W 2009 roku publikowaliśmy relacje z poszukiwań prowadzonych przez IPN, w których braliśmy również udział. W międzyczasie zmienił się charakter naszego zaangażowania i wiedza. Ostatecznie w l. 2012-2015 roku zamieściłem na naszych łamach obszerne artykuły dotyczące detali Operacji Lawina, liczby transportów i głównych sprawców (Odkrywca nr 11/2012, 2 i 3/2013). Omówiłem również szczegółowo trudności, z jakimi spotykali się śledczy i badacze poszukujący miejsc zbrodni, oraz fakty jakie zaprowadziły nas na poniemieckie lotnisko w Starym Grodkowie. (Odkrywca nr 5 i 7/2015). Ostateczny dowód na to, że finał drugiego transportu miał miejsce właśnie tam, stanowiła publikowana wówczas analiza korespondujących ze sobą zeznań - funkcjonariusza UB Jana Zielińskiego i strażnika lotniska Mieczysława Batora. Teren nie zachęcał do prób odnalezienia śladów zbrodni. Plątanina zrujnowanych budynków, fundamentów, wysadzonych schronów, niezabezpieczonych studzienek technologicznych i całej masy trudno identyfikowalnych, zarośniętych pozostałości po infrastrukturze nie dawała dużej nadziei na zlokalizowanie miejsca, gdzie zginęli partyzanci z drugiego transportu. Postanowiliśmy jednak spróbować odnaleźć budynek - barak, który wg relacji świadków miał zostać zaminowany i wysadzony wraz z partyzantami. Kłopot w tym, że według planu zamieszczonego w książce z 1996 roku - "Fliegerhorste und Einsatzhäfen der Luftwaffe", sporządzonego najprawdopodobniej na podstawie alianckiego zdjęcia lotniczego, obiektów, które można było wziąć pod uwagę jako potencjalne baraki, mogło być w tym rejonie ok. 25-30. Było zatem w czym wybierać. Dowód I - zeznania Aby doprecyzować rejon poszukiwań zniszczonego baraku postanowiłem skonfrontować dwie wspomniane i kluczowe relacje znajdujące się w aktach śledztwa. Zeznania Jana Zielińskiego, dotyczące szczegółów operacji "Lawina", koncentrują się na tym, co wydarzyło się z pierwszym transportem. Plan zamordowania partyzantów przewożonych drugim transportem, znał on jedynie w zarysie. Wg Zielińskiego "(...) udaliśmy się (wspólnie z funkcjonariuszem UB Czesławem Gęborskim przyp. ŁO) pod las na teren tego lotniska, aby sprawdzić czy jeden ze stojących tam baraków jest zaminowany minami przeciwczołgowymi w drewnianych opakowaniach. Baraki te nie miały fundamentów, tylko były budowane na słupach z cegieł. Zobaczyliśmy, że pod podłogą znajdowały się miny podłączone drutami pod jedną połową baraku. Było tam 6 lub 7 min. Wiedzieliśmy, że do tego baraku ma być przywieziony następny transport ludzi z grupy Bartka". Kilka tygodni później, po wyjściu ze szpitala, usłyszał jedynie od Gęborskiego, że wszystko poszło zgodnie z planem i "(...) następną przywiezioną grupę ludzi Bartka po kilku dniach od przywiezienia pierwszej grupy umieszczono w tym podminowanym baraku na lotnisku a następnie wysadzono w powietrze" 1. W kolejnych zeznaniach potwierdzał to, co mówił wcześniej, uzupełniając jedynie lokalizację baraku o słowa "do lasu szły dwa rzędy baraków a jeden rząd był wzdłuż lasu. W tym właśnie rzędzie był ten barak podminowany" 2. Wg zeznań strażnika Mieczysława Batora, na lotnisku trzykrotnie pojawiały się nieoznakowane ciężarówki, a w jego domu trzykrotnie zjawiali się tajemniczy mężczyźni, którzy pilnowali czegoś przez noc, nie podając nigdy przyczyn tego "stróżowania". Za trzecim razem "(...) rano skoro świt usłyszałem odgłosy strzałów karabinu maszynowego, chyba dwóch. Po strzałach nastąpił wybuch, ale czy była to mina, czy też wiązka granatów, tego nie wiem. Zobaczyłem chmurę dymu z rejonu baraków tych pod lasem. Ten, co był z nami przez całą noc, wyszedł na dwór, ale nie odchodził daleko. Chwilę potem przyszedł jeden lub dwóch mężczyzn, też po cywilnemu, by im dać dwie sztychówki i dwa kilofy. Dałem im to i oni mi już nie oddali. Widziałem, że znów odjechała kolumna samochodów - takich samych jak poprzednio. To był ostatni raz jak byli ci cywile, z tym, że ja już wiedziałem, że to było UB. Ja byłem później w tym miejscu gdzie był ten wybuch i znalazłem jeden z baraków spalony (...). Żadnego innego miejsca np. wzruszenia ziemi nie zauważyłem, było tylko to jedno po spalonym baraku (...)" 3. (podkreślenia w cytatach Ł.O.) Obydwie relacje wyraźnie odnosiły się zatem do tego samego miejsca - baraków pod lasem. Obecnie cały rejon byłego lotniska jest gęsto zarośnięty drzewami, jednak w okresie funkcjonowania tu szkoły Luftwaffe i w pierwszych powojennych latach linia lasu była z pewnością bardziej czytelna. Potwierdzali to również w rozmowach starsi mieszkańcy okolicznych miejscowości. Lotnisko tylko z jednej strony - wschodniej przechodziło w pełny las, tam też znajdowały się na wspomnianym szkicu trzy baraki ułożone w osi północ - południe. Dziś są to tylko polany, po samych budynkach nie pozostał na pierwszy rzut oka żaden ślad. Okazało się jednak, że w miejscu, gdzie znajdował się środkowy barak, mogliśmy łatwo odnaleźć fragmenty spalonych desek, stopionego aluminium, zdetonowane w wyniku działania temperatury łuski oraz elementy wyposażenia brytyjskiego, często używanego przez partyzantów. Według nieoficjalnych rozmów z okolicznymi mieszkańcami, ten barak jako jedyny w najbliższej okolicy miał być zniszczony przed pracami rozbiórkowymi, które prowadzono na lotnisku na przełomie lat 40 i 50. Wyglądało więc na to, że udało się nam wytypować miejsce zbrodni Dowód II - przedmioty Efekty naszych ustaleń zostały natychmiast przekazane przedstawicielom IPN - w katowickiej prokuraturze i prof. Krzysztofowi Szwagrzykowi - Naczelnikowi Samodzielnego Wydziału Poszukiwań IPN, który w kwietniu 2015 roku zgodził się przeprowadzić we wskazanym przez nas rejonie kilkudniowe prace poszukiwawcze. Uczestniczyli w nich również członkowie naszego zespołu m.in. Roman Piećko. Niestety podczas tego etapu badań nie było możliwości przeprowadzenia pełnego wykopu archeologicznego. Jednak cały teren mógł zostać poddany przeszukaniu detektorami metalu. Wg prof. K. Szwagrzyka podstawowym dowodem, wskazującym na popełnienie w tym miejscu zbrodnii, byłoby oczywiście odnalezienie szczątków ludzkich oraz przedmiotów, które można by ponad wszelką wątpliwość połączyć z poszukiwanymi ofiarami zbrodni - np. polskich guzików wojskowych, a nade wszystko charakterystycznych ryngrafów. Takich elementów podczas tego etapu badań nie wydobyto. Udało się natomiast odnaleźć kolejne fragmenty świadczące o spaleniu baraku - stopione szkło i aluminium, elementy brytyjskich troków i pasków, fragment kolby (stopki) od dwóch pistoletów maszynowych niemieckiego MP-40 i sowieckiego PPSz-41 oraz przedmioty osobiste, takie jak golarki, scyzoryk, guziki z bielizny itd. Choć ostatecznie ten etap badań prowadzony przez IPN nie przyczynił się do odnalezienia żadnego z przedmiotów, który można było jednoznacznie określić jako należący do partyzantów, to znacznie wzbogaciło naszą wiedzę o tym miejscu, a przede wszystkim pozwoliło uzyskać dodatkowy materiał w postaci, zarówno wystrzelonej, jak i zniszczonej w ogniu amunicji, która ostatecznie stała się jednym z kluczowych dowodów. Kilka tygodni później rozpoczęliśmy własną procedurę uzyskiwania zezwolenia na prowadzenie badań związanych z poszukiwaniem śladów po operacji "Lawina". Dzięki życzliwej postawie Nadleśniczego Ryszarda Bojkowskiego z Nadleśnictwa Tułowice oraz wójta gminy Skoroszyce, Pani Barbary Dybczak, jesienią 2015 roku zespół badawczy zawiązany pod egidą "Odkrywcy" mógł przystąpić do kontynuacji poszukiwań. Skoncentrowaliśmy się na dwóch kwestiach dokładnym przeszukaniu powierzchni i najbliższej okolicy baraku, gdzie uzyskaliśmy zezwolenie na przeprowadzenie wykopów sondażowych. przebadaniu dalszych partii lotniska w celu uzyskania informacji o śladach związanych z walkami, jakie miały się tu odbyć podczas II wojny światowej, ze szczególnym uwzględnieniem pozostałości po wystrzelonej amunicji. Polana, na której stał niegdyś barak, była z pewnością kilkukrotnie przeorana i zalesiana. Spowodowało to, że przedmioty, pierwotnie porzucone niedaleko od siebie, mogły zostać rozwleczone na przestrzeni kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu metrów. Przeprowadzone przez nas wykopy ujawniły znajdujące się tu ceglane pozostałości baraku wraz ze śladami spalonych desek, metalowych elementów okiennic, zamków do drzwi oraz kilka skupisk przedmiotów zarówno o charakterze cywilnym jak i wojskowym. W pobliżu północnej ściany baraku nastąpił przełom. W przemieszanej warstwie ziemi Romanowi Piećko udało się odnaleźć najcenniejszy dowód - polski orzełek wojskowy wz. 1919! Tuż obok odnalazł on również zapięcie, które już po oczyszczeniu przez archeologa Pawła Konczewskiego ujawniło napis - KRAKÓW. W najbliższym sąsiedztwie tego miejsca odnaleźliśmy również ok. 100 sztuk destruktów amunicji, zniszczonej pod wpływem temperatury, elementy kolb od dwóch pistoletów maszynowych PPSz 41, magazynek od MP-40, klamerki od skórzanych pasów produkcji sowieckiej, dziesięć sztuk metalowych okuć i sprzączek pochodzących z wojskowych troków produkcji brytyjskiej i kolejne przedmioty osobiste. Wśród nich m.in. scyzoryk, tubki z maścią, fragmenty golarki oraz prawdopodobnie część niemieckiej latarki wojskowej Daimon, zawierającej w środku drukowany fragment gazety w języku polskim. Jest on obecnie poddawany konserwacji. Kolejny przedmiot, niewątpliwie związany z polskimi żołnierzami, został odnaleziony przez Macieja Kwiatkowskiego kilkanaście metrów na zachód od baraku - polski guzik wojskowy wz. 1928 z oznaczeniem warszawskiego producenta GUZPOL. Wcześniej w południowej części baraku Jarosławowi Stróżniakowi i Pawłowi Piątkiewiczowi udało się odnaleźć fragmenty oporządzenia brytyjskiego wraz z zapięciem od pasa bluzy typu Battle Dress. Pozyskane podczas prac wykopaliskowych przedmioty wojskowe noszą kilka znamiennych cech. Przede wszystkim praktycznie cała odnaleziona amunicja oraz charakterystyczne elementy kilku radzieckich granatów m.in. opóźniacz z zapalnika systemu Kowiesznikowa czy łyżka granatu RG-42, noszą ślady detonacji pod wpływem wysokiej temperatury. Świadczy to o tym, że albo spłonęły wraz z barakiem, albo zostały zniszczone już po akcji. Duża część zdetonowanej amunicji, elementy pistoletów maszynowych i kilka innych znalezisk zostało wydobytych właśnie przy północnej stronie baraku, w pobliżu rogu budynku. Czy to dlatego, że w tym miejscu funkcjonariusze UB niszczyli ślady zbrodni? Przedmioty odpowiadają doskonale charakterystyce wyposażenia, jakie mogli posiadać partyzanci. Była to mieszanina sowieckiego i niemieckiego uzbrojenia, w tym przypadku pistoletów maszynowych PPSz-41 i MP-40, radzieckiego oporządzenia w postaci klamer od pasów, polskich przedwojennych orzełków, guzików i tak poszukiwanego przez partyzantów oporządzenia brytyjskiego, bardzo chętnie wykupywanego bądź wymienianego od powracających z zachodu żołnierzy PSZ. W całości jest to więc zbiór, jaki bez wątpienia może być powiązany z miejscem masakry oddziału "Bartka". Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden szczegół. Stary Grodków został zajęty przez Armię Czerwoną w marcu 1945 roku po dwudniowych walkach. Lotnisko zostało nimi objęte raczej w minimalny sposób. Wg Hansa Masura, niemieckiego sierżanta służącego w strzelcach spadochronowych, "obiekt (...) praktycznie nie ucierpiał w czasie walk w pobliżu Grodkowa, jakie tu się toczyły w początkach lutego w 1945 roku" 4. Potwierdzają to zarówno relacje okolicznych mieszkańców jak i plan zabudowań lotniska sporządzony we wrześniu 1945 roku przez mierniczego Cyryla Głowińskiego. Z pewnością północną i północno-wschodnią część lotniska przygotowywano do obrony. W okolicy baraku można odnaleźć pozostałości stanowisk polowych - okopów, transzei i stanowisk karabinów maszynowych, jednak sondażowe badanie przeprowadzone za pomocą detektorów nie ujawniło w tym miejscu śladów walk. Jedyne skupiska łusek związane są z operacją "Lawina". Dowód III - amunicja W trakcie prac obejmujących rejon polany z barakiem oraz jej najbliższe sąsiedztwo udało się odnaleźć około 280 łusek i destruktów amunicji (w tym 84 odnaleziono podczas kwietniowych badań IPN-u). Ze względu na kilka cech można je podzielić na dwie podstawowe grupy, które będę nazywał odpowiednio "NSZ" i "UB". Łuski "NSZ". Praktycznie wszystkie zostały odnalezione w obrębie polany (na schemacie oznaczone kolorem zielonym). Przy czym ok. 100 wydobyto z rejonu wykopu założonego przy północno-zachodniej ścianie baraku. Przeważająca część nosi ślady działania wysokiej temperatury - są w różnym stopniu zniszczone - rozerwane i często pozbawione spłonek, które uległy detonacji. Obok kilku sztuk łusek kal. 9 mm pochodzących z MP-40, i ok. 30 łusek karabinowych (z różnego okresu i kraju producenta m.in. z Niemiec, Austrii, Polski, Czechosłowacji), 175 sztuk stanowią łuski po nabojach produkcji radzieckiej kal. 7,62 x 25. Wszystkie wyprodukowane zostały w 1944 roku w zakładach w Uljanowsku, Tule i Moskwie - Kuskowie. Tak liczny i bogaty zbiór łusek, które uległy zniszczeniu w ogniu jest na terenie lotniska czymś wyjątkowym. Potwierdzały to zarówno nasze badania sondażowe, jak i wywiad środowiskowy wśród poszukiwaczy związanych z tym rejonem. Charakter całego zbioru doskonale pasował za to do amunicji, jaką mogli mieć ze sobą partyzanci ze zgrupowania "Bartka" - czyli mieszaniny różnego rodzaju broni z popularnymi "pepeszami" na czele. Łuski "UB" - (61 sztuk). Posiadają kilka charakterystycznych cech. Są to łuski po nabojach kal. 7,62 x 25 produkcji radzieckiej z zakładów w Tule i Uljanowsku. Wszystkie mają zbitą spłonkę. Sposób jej zbicia sugeruje, że pociski zostały wystrzelone z broni maszynowej, najprawdopodobniej z PPSz - 41. Zostały odnalezione w kilku skupiskach w promieniu kilkudziesięciu/kilkunastu metrów od baraku od strony północnej, wschodniej i zachodniej (oznaczone kolorem czerwonym). I najważniejsze. Wszystkie zostały wyprodukowane w 1945 roku. To bardzo rzadko spotykane wśród łusek odnajdowanych na drugowojennych pobojowiskach z terenu dzisiejszej Polski. Związane jest to z faktem, iż walki na terenie naszego kraju rozgrywały się w 1944 i zimą 1945 roku, podczas styczniowej ofensywy Armii Czerwonej. Podczas tych walk używano przede wszystkim amunicji produkowanej w 1943/44 roku. Spośród wszystkich łusek "UB" odnalezionych w pobliżu baraku na lotnisku w Starym Grodkowie, 42 sztuki zostały wyprodukowane w zakładach w Uljanowsku, które znakowały ówcześnie datą miesięczną wyprodukowania poszczególnych partii amunicji (pozostałe zostały wyprodukowane przez zakład w Tule gdzie podawano jedynie datę roczną - 1945). W przypadku łusek z Uljanowska możemy odczytać, że opuściły one fabrykę w lutym i marcu 1945 roku! Niezależnie od stopnia intensywności walk o lotnisko łuski te nie mogły zostać wystrzelone w marcu 1945, kiedy rejon ten przeszedł pod całkowitą kontrolę Armii Czerwonej. Jest to absolutnie niemożliwe, od chwili wyprodukowana do przerzucenia na front mijały często całe miesiące. Za to bardzo prawdopodobne jest, że pociski te zostały wystrzelone w czasie ataku na drugi transport partyzantów we wrześniu 1946 roku. Co bardzo znamienne, łuski z marca i lutego z 1945 roku z zakładów w Uljanowsku choć znajdują się w zbiorach naszych krajowych kolekcjonerów, należą do rzadkości. Nie udało się nam też ustalić nigdzie źródła ich pochodzenia. Z kilkoma wyjątkami. Podczas prac IPN zostały bowiem odnalezione naboje wyprodukowane w lutym 1945 r. w Uljanowsku - i jest to polana w pobliżu wsi Barut - miejsce likwidacji trzeciego transportu partyzantów "Bartka" 5! Jest to wystarczająca przesłanka do wysunięcia hipotezy, iż funkcjonariusze UB biorący udział w operacji "Lawina" otrzymali amunicję z tego samego źródła - magazynów w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Katowicach. Kwestia bić na poszczególnych partiach amunicji znajdowanych w miejscach zbrodnii popełnianych przez aparat bezpieczeństwa może stanowić jeden z ważniejszych dowodów w tego typu sprawach. W marcu 2016 roku zespół IPN pod kierunkiem profesora Szwagrzyka ponownie rozpoczął prace w rejonie polany i baraku, który udało się nam zlokalizować. Metodyczne badania dały rezultaty, odnaleziono kolejne przedmioty należące do żołnierzy wyklętych - ryngrafy, orzełki, guziki przedwojennego Wojska Polskiego. 17 marca 2016 roku w bezpośrednim sąsiedztwie nieistniejącego baraku odkryto ludzkie szczątki. Operacja Lawina została pokonana. C.D.N. W badaniach organizowanych przez "Odkrywcę" brali udział archeolog dr Paweł Konczewski, Łukasz Orlicki, Roman Piećko, dr Wiesław Nawrocki, Paweł Piątkiewicz, Grzegorz Góra, Jarosław Stróżniak, Maciej Kwiatkowski, Paweł Marcinkiewicz, prok. Wiesław Nawrocki, Krzysztof Krzyżanowski oraz przedstawiciele Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Nysie z zast. dyr. Instytutu Bezpieczeństwa Wewnętrznego PWSZ dr G. Kwaśniakiem na czele. ŁUKASZ ORLICKI Historyk, badacz, kierownik działu badań terenowych i archiwalnych miesięcznika "Odkrywca".