Z jednej strony więc nowa taktyka przyczyniła się do rozkwitu różnego rodzaju broni białej, z drugiej - starano się zmodyfikować istniejące typy broni palnej, a także opracowywano oryginalne, nowatorskie konstrukcje. Takie były początki nowych klas uzbrojenia strzeleckiego, jak pistolet maszynowy, lekki karabin maszynowy czy karabin szturmowy. A wszystko zaczęło się w okopach Wielkiej Wojny... Jak się nie ma, co się lubi... Podstawową bronią strzelecką oddziałów piechoty w roku 1914 był długolufowy, ciężki, gwintowany karabin powtarzalny z bagnetem, dostosowany do amunicji elaborowanej prochem nitrocelulozowym, efekt stuletnich doświadczeń i rozwoju technicznego rusznikarstwa. Broń tej klasy, reprezentowana przez wiodące konstrukcje okresu, jak brytyjski Lee-Enfield Mk III, niemiecki Mauser Gewehr 98, austro-węgierski Mannlicher M.95, rosyjski Mosin M.1891, czy francuski Lebel Mle 1886, cechowała się znaczną celnością, której sprzyjała spora długość lufy i masa broni. Jednak charakterystyki korzystne podczas stacjonarnej walki ogniowej w obronie okopów traciły znaczenie podczas akcji zaczepnych, gdzie nieistotny był daleki zasięg i precyzja strzału broni. Dla szturmowców poważnym minusem standardowych karabinów były ich wymiary, utrudniające skryte podejście do pozycji wroga oraz walkę na najbliższy dystans w ciasnych rowach strzeleckich. Dlatego - jeśli tylko było to możliwe - preferowano w tych jednostkach znacznie bardziej poręczne karabinki. Nie w każdej armii było to równie możliwe. Karabinki lub sztucery, będące skróconą wersją standardowego karabinu piechoty, stanowiły zwykle uzbrojenie żołnierzy w kawalerii, artylerii i wojskach technicznych. Konieczne więc było podjęcie na wysokim szczeblu dowodzenia odpowiednich decyzji, umożliwiających przezbrojenie oddziałów uderzeniowych. Stosunkowo szybko doszło do tego w armiach pozostających nieco w cieniu największych mocarstw, to jest w siłach zbrojnych Włoch i Austro-Węgier. W obu przypadkach stało się to poprzez znaczący, większy niż w innych krajach udział uzbrojonej regulaminowo w karabinki piechoty górskiej w tworzeniu specjalistycznych formacji szturmowych. Na froncie zachodnim jednak zwyczajny, długi karabin był trudny do zastąpienia i pozostawał wciąż podstawowym rodzajem broni indywidualnej. Dlatego bez trudu można zrozumieć potrzebę zdobycia - oficjalnie lub nie - pistoletu czy rewolweru. Broń krótka zastrzeżona była jednak niemal wyłącznie do użytku oficerów i niełatwo było o ten rodzaj uzbrojenia. Amerykanie z właściwym sobie pragmatyzmem nazwali proceder pozyskiwania trudno dostępnych pistoletów skrótem BBS (beg, borrow, steal - wyproś, pożycz, skradnij). Starannie rewidowano jeńców i przeszukiwano zwłoki poległych wrogów w nadziei, że u któregoś z nich znajdzie się upragniony oręż, pozostający poza ścisłą reglamentacją kwatermistrzostwa. Jak uzdatnić pistolet? Broń krótka, choć przydatna w starciu na najbliższy dystans, miała zasadniczą wadę. Szybkostrzelność ograniczała pojemność magazynka lub bębna. Zwykle do natychmiastowego użycia było - w zależności od typu broni - od 5 do 10 nabojów. Po ich wystrzeleniu broń wymagała przeładowania. Gorzej pod tym względem wypadała większość rewolwerów, wymagających żmudnego wprowadzania nabojów pojedynczo do komór bębna. Łatwo sobie wyobrazić, jak trudne to było do wykonania w silnym stresie walki. Pistolety - zarówno te ładowane z łódki (Mauser, Steyr), jak i zasilane magazynkiem (Parabellum, Colt 1911) były pod tym względem dogodniejsze. Pozostawał jednak nadal aktualny problem niewielkiego zasobu amunicji gotowej do użycia. Rozwiązaniem tej niedogodności miał być tak zwany magazynek ślimakowy, opracowany z myślą o długolufowej wersji pistoletu Lugera P 08, czyli szturmowym Parabellum, jak potocznie nazywano model broni o lufie wydłużonej blisko dwukrotnie w porównaniu z wzorem standardowym. W przeciwieństwie do ośmionabojowego, prostego "pudełka" magazynek ślimakowy mieścił aż 32 naboje. Ale, jak to mówią, zawsze jest coś za coś... Czterokrotnie większą pojemność okupiono mniejszą skutecznością sprężyny podającej naboje, co w warunkach bojowych prowadziło do groźnego efektu niemożności oddania strzału, mimo że nie w pełni wykorzystano zapas w magazynku. Poza tym ponowne, ręczne załadowanie bębna ślimaka było trudne z powodu znacznej siły oporu sprężyny dosyłającej. Nieco inną drogą poszła modyfikacja konstruktorów austro-węgierskiej firmy zbrojeniowej Steyr, gdzie w standardowych pistoletach M.12, strzelających silniejszą niż Parabellum amunicją 9 mm, postanowiono zwiększyć pojemność integralnego magazynka poprzez wydłużenie go tak, by wystawał poza chwyt rękojeści broni. Tak powstał Steyr 1912/P 16, mogący pomieścić 16 nabojów. Broń była dostosowana do prowadzenia ognia seriami, lecz silny nabój w połączeniu z krótką lufą powodował duży rozrzut pocisków, nawet mimo zastosowania dołączanej do chwytu kolby-futerału. Ostatecznie zmodyfikowany Steyr nie trafił do produkcji seryjnej. Był to zresztą, jak się wydaje, raczej chybiony kierunek rozwoju broni palnej.