Jak przypomina "Wprost", SLD zażądał dla swoich kandydatów aż 20 proc. pierwszych, drugich i trzecich miejsc na listach wyborczych. To nie podoba się wielu członkom Platformy. "Na koalicję z SLD nasi politycy patrzą z obrzydzeniem. Duża część obecnych posłów PO nie wyobraża sobie startu na jednych listach pod starymi działaczami Sojuszu, którzy w kilku miejscach mieliby być liderami listy" - mówi jeden z rozmówców tygodnika. Jak wylicza "Wprost", mowa o nawet 30 miejscach. "Zbuntowani" członkowie PO powołują się także na przedwyborcze sondaże, które nie dają PO zwycięstwa, nawet w przypadku koalicji z SLD. Jak czytamy, w partii odżyły również "stare animozje". Jako przykład tygodnik podaje Bogusława Sonika, który nie chce zgodzić się kandydowanie z Krakowa na jednej liście z Joanną Senyszyn. Sonik to dawny działacz opozycji demokratycznej, z kolei Senyszyn to była członkini PZPR. "Okazało się, że w regionach podniósł się cichy bunt. Cichy, bo z jednej strony ludzie nie zgadzają się na wspólne listy z SLD, a z drugiej - obawiają się, że za zbyt mocną krytyką idei koalicji z Sojuszem Schetyna może ich samych wpisać na listy" - mówi "Wprost" jeden z informatorów. Lider PO ma rozważać więc samodzielny start w wyborach parlamentarnych. "Spełnienie warunków Sojuszu o oddaniu 20 proc. miejsc biorących w ogóle nie wchodzi w grę" - mówi tygodnikowi informator. Więcej w tygodniku "Wprost".