Przypomnijmy, że 31 grudnia 1996 roku doszło do makabrycznego zabójstwa i gwałtu na 15-letniej Małgorzacie K. Dziewczyna bawiła się na zabawie sylwestrowej w Miłoszycach pod Wrocławiem. W pewnym momencie 15-latka opuściła budynek dyskoteki, a kilkanaście godzin później została znaleziona martwa na prywatnej posesji naprzeciwko dyskoteki. Zmarła wskutek wyziębienia organizmu i odniesionych ran. Za dokonanie zbrodni skazano Tomasza Komendę, który 18 lat później został zwolniony z więzienia. Według prokuratury - która zgromadziła nowe dowody w tej sprawie - mężczyzna nie popełnił zbrodni, za którą został skazany. Jak wynika z najnowszych ustaleń "Faktu", w trakcie śledztwa w latach 90-tych pojawił się świadek, który miał widzieć Małgorzatę K. opuszczającą dyskotekę w towarzystwie mężczyzny. Świadek miał także zeznać, że jest w stanie rozpoznać tajemniczego człowieka, który szedł z ofiarą. Kobieta otrzymała status świadka incognito i przydzielono jej policyjną ochronę. Jednak z informacji gazety wynika, że mimo przydzielonej ochrony, kobietę wyprowadzono z mieszkania i wywieziono kilka kilometrów od domu, strasząc gwałtem i śmiercią. Mężczyźni, którzy uprowadzili świadka podawali się za policjantów - czytamy. Mężczyźni mieli pojawić się także drugi raz i także zastraszać świadka. "Fakt" informuje, że kobieta powiadomiła prokuraturę o zdarzeniu, jednak śledczy umorzyli sprawę. "Ja coś wam powiem, a później mnie zabiją. Ci ludzie cały czas pilnują tej sprawy" - powiedziała gazecie kobieta. Więcej w "Fakcie"