W wywiadzie dla tygodnika "Wprost" Grzegorz Schetyna przedstawił swoją strategię na pokonanie politycznych konkurentów. "Moją ambicją nie jest rola lidera peletonu, który goni uciekających zawodników. Chcę tak zorganizować pracę peletonu, by skrócić dystans do tych, którzy uciekli, dopaść ich, a potem wchłonąć" - argumentuje. W ocenie Schetyny PO i Nowoczesna są względem siebie komplementarne. "Elektorat, z którym zakładaliśmy PO w 2001 roku, z którym przez pięć lat budowaliśmy partię i z którym przez osiem lat wygrywaliśmy kolejne wybory, dziś w części przerzucił swoje sympatie na partię <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-ryszard-petru,gsbi,2394" title="Ryszarda Petru" target="_blank">Ryszarda Petru</a>. My teraz mamy inny elektorat niż ten z lat 2001-2007. Ale i nas wyborcy, i Nowoczesnej, to zwolennicy konserwatywno-liberalnego centrum, a zarazem przeciwnicy PiS. Na pewno będą wybierali dobrą ofertę skutecznego aty-PiS-u - uzasadnia lider PO. Jednocześnie przekonuje, że nie porzucił nadziei na odbudowę wielkiej, zwycięskiej partii. "Chcę, żeby wszyscy Polacy, którzy od nas odeszli, wrócili do PO. Ale jestem pragmatykiem i wiem, że to nie stanie się z dnia na dzień. Dzisiaj najważniejsze jest powstrzymanie PiS. Jeżeli dopuścimy do tego, że PiS po raz drugi wygra wybory, będzie to niszczące dla kraju i gospodarki" - podkreśla. "Wyborcy, którzy nas wspierali od 2001 roku, nawet jeżeli częściowo poszli do Nowoczesnej, po prostu nam tego nie wybaczą" - dodaje. Przewodniczący Platformy Obywatelskiej w wywiadzie dla tygodnika "Wprost" mówi wprost, że ucieszyłby się z powrotu <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-donald-tusk,gsbi,2" title="Donalda Tuska" target="_blank">Donalda Tuska</a> do Polski. "Kalendarz polityczny jest jakby napisany pod jego powrót. Jeżeli zostanie szefem Rady Europejskiej jeszcze na drugą kadencję, to wróci do Polski na święta 2019 roku, pięć miesięcy przed wyborami prezydenckimi" - przekonuje. Dopytywany, czy Tusk rzeczywiście mógłby stanąć do wyborów przeciwko Andrzejowi Dudzie, stwierdził, że wiele za tym przemawia. "Przecież nie będzie jeździł z wykładami, wspominał czasów KLD i Platformy. Nie widzę tego. On w tej chwili jest wielkim odpowiedzialnym w projekcie europejskim, ale gdy to się skończy, zada sobie pytanie, co dalej. Przyjedzie do Sopotu, że już jest po wyborach parlamentarnych, nadchodzą prezydenckie..." - uzasadnia lider PO. Więcej w tygodniku "Wprost".